*****
~Alison~Nacisnęłam łokciem zimną klamkę, przez co drewniana powłoka za mną ustąpiła, ukazując średniej wielkości pokoik akademicki. Zbliżyłam się do jednego z dwóch łóżek znajdujących się w pomieszczeniu, kładąc na nim trzymane przed chwilą pudła, bezkarnie rozglądając się po skromnie urządzonym wnętrzu. Dwa łóżka, dwa biurka, jedna duża szafa, łazienka i okno. Nic nadzwyczajnego.
Podeszłam do okna, wyglądając na zalaną deszczem okolicę. Ludzie pośpiesznie omijali siebie nawzajem, starając się nie zamoczyć ubrań. Westchnęłam cicho, siadając na biurku i wyciągając telefon w nadziei, że czeka na mnie jakaś wiadomość, albo nieodebrane połączenie. Niestety na ekranie komórki nie widniało, żadne powiadomienie.
Widocznie mój braciszek ma mnie w dupie.
Zrezygnowana, wróciłam do leżących rzeczy, rozpakowując je i ustawiając na swoim miejscu. Kiedy skończyłam, przebrałam się w wygodniejsze ubrania, opuszczając pokój, wcześniej zamykając drzwi na klucz. Wyszłam z akademika, nakładając kaptur na głowę i mentalnie przygotowując się na nagły atak reporterów. Pchnęłam drzwi, ponownie wkraczając w szary świat, zaciskając wargi. Sekundę później oślepił mnie przeraźliwy błysk fleszy, masę pytań padało obok mnie, a przed twarzą pojawiło się kilkanaście czarnych, puchatych mikrofonów. Przeklęłam w myślach, starając się wyminąć sterczący tłum, nie odpowiadając im na żadne z zadanych pytań.
Brawo, nienawidzę cię Niall.
Syknęłam, kiedy jeden z natrętów, pociągnął mnie za nadgarstek, prawie przy tym wywracając. Zacisnęłam dłonie w pięści, przeciskając się przez mokre ubrania i wsiadając do swojego samochodu. Odpaliłam silnik, wciskając gaz, mając nadzieję, że odstraszy to reporterów. Przestraszeni odskoczyli, a ja nareszcie mogłam opuścić zbiegowisko i odjechać.
Ulice były puste, dlatego nie przejmowałam się ograniczeniami prędkości. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu Zacka i dowiedzieć się o postępach policji. Ostatni rok w Irlandii był jednym z najgorszych w moim życiu. Przymusowy wyjazd do innego kraju, gwałt, śmierć mojego przyjaciela były niczym w porównaniu z tym co odpieprzył mój braciszek z przyjaciółmi. Pożal się Boże słowa: '' zadzwonię'' i ''kocham cię'' do dzisiaj brzmią w mojej głowie, przypominając mi o kłamstwach jakie złożyli, patrząc prosto w moje oczy.
Niecały tydzień po ich wyjeździe, dowiedziałam się, że chłopak, który dopiero wyznał mi swoją miłość, wrócił do byłej dziewczyny. Na dodatek ta dziewczyna zdradziła go ze swoim najlepszym przyjacielem i wodziła go za nos. Zrozumiałabym, gdyby Louis okazał choć trochę odwagi i zadzwonił, napisał, cokolwiek, ale od dnia, kiedy widziałam go ostatni raz - nie odezwał się.
Rozgoryczona i wściekła do granic możliwości, poprosiłam chłopaków aby ponownie wystawili mnie na wyścigi. Nie musiałam długo czekać na osiągnięcie sukcesu - już kilka tygodni później nie byłoby nikogo, kto nie wiedziałby o moim powrocie za kółko. Oczywiście, Zack i Rick zadbali o szczegóły; całkowicie ukryli moją tożsamość, a na torze znana byłam pod pseudonimem. Dopilnowali, aby moja kartoteka była pusta, a gliny nie wpadły na mój trop. Nie chcieliśmy dopuścić do tego, aby reporterzy dowiedzieli się moim ''drugim życiu''. Na dzień dzisiejszy jest to dla mnie wręcz błogosławieństwem; nie chcę wiedzieć jak opinia publiczna przyjęłaby wiadomość, że siostra jednego z członków najpopularniejszego zespołu na świcie, poszukiwana jest listem gończym na wszystkich możliwych kontynentach.
Wjechałam na podjazd domu przyjaciela, szybko chowając się pod zadaszeniem. Zapukałam do drzwi, niecierpliwe czekając, aż chłopak łaskawie mi otworzy.
- Alison!- skrzywiłam się, kiedy mężczyzna stanął prze de mną z głośnym okrzykiem na ustach - Jak podoba ci się Londyn? - zachichotał.
- Zamknij się. - warknęłam wchodząc do środka i kierując się w stronę salonu - Powiedz mi lepiej co ustaliła policja?
Chłopak zamknął drzwi, znikając w kuchni, skąd wyłonił się z ciepłą herbatą. Postawił kubek przede mną i odwrócił leżący laptop tak, abym mogła zobaczyć co robi. Zmarszczyłam brwi, widząc plany jakiegoś miasta nic nie rozumiejąc.
- Na angielski proszę - wywróciłam oczami.
- Szukają Cię w Irlandii. Dokładnie w Mullingar. Ktoś ich poinformował, że tam mieszkałaś, więc teraz są tam federalni.
Uniosłam zaskoczona brew do góry. Kto mógł być taki mądry i na mnie donieść? Nikt nie wiedział jak brzmiało moje prawdziwe imię i nazwisko, co likwidowało wszystkich członków wyścigów.
- Mają pewność, że tam byłam?
- Nie. Nie znajdą żadnego tropu, wszystko starannie zatarliśmy. Oni są jeszcze bardziej zażarci niż sądziliśmy. Zrobią wszystko, aby cię dopaść.
Skrzywiłam się, biorąc gorący kubek i kładąc nogi na stole. Nie obawiałam się policji, ani federalnych. Byli dla mnie niewidoczni, tak samo jak ja dla nich. Nie podejrzewali, że dziewczyna, która co noc wygrywa przeklęte wyścigi codziennie ukazywana jest w prasie, telewizji czy mówi się o niej w radiu. Dzięki ich niewiedzy, byłam krok do przodu - kiedy wpadną na mój trop, ja już dawno zniknę.
W salonie zapadła cisza, podczas której bawiłam się kubkiem, a mój przyjaciel ustalał położenie glin. Po śmierci Chana, staraliśmy się zabezpieczyć we wszystkich możliwych kierunkach. Fałszywe dokumenty, nowe tożsamości, niezarejestrowane auta - to tylko część tego co chłopcy przygotowali. Za każdym razem, kiedy miałam się ścigać, zawodnicy byli sprawdzani, aby uniknąć kolejnego ''wylotu w powietrze'', tak jak było z Chanem. Musieliśmy dmuchać na zimne, żaden z nas nie chciał widzieć drugiego w trumnie.
- Rozmawiałaś z Niallem? - uniosłam wzrok na Zacka wybuchając śmiechem. Ściągnęłam nogi ze stolika, wstając z kanapy i krążąc po pomieszczeniu. - To twój brat.
- Brat, który ma mnie w dupie - sapnęłam zatrzymując się obok biblioteki. Rozejrzałam się po okładkach, biorąc jedną do ręki - Urwał kontakt. Nie moja wina.
Mężczyzna westchnął zrezygnowany, ponownie skupiając się na swojej pracy. Przerzucałam książkę z ręki do ręki, decydując się ją otworzyć.
''Nie umiem tego wyrazić, ale z pewnością każdy człowiek zdaje sobie sprawę, że istnieje jakaś część nas samych gdzieś całkowicie poza nami. Na cóż by się zdało moje istnienie, gdyby ograniczało się tylko do tego świata? Ilekroć cierpiałam dotąd, zawsze to były cierpienia Heathcliffa. Widziałam je i czułam od pierwszej chwili. Przewodnią myślą mojego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego. Moja miłość do Lintona jest jak liście w lesie. Wiem dobrze, że czas ją zmieni, tak jak zima zmienia wygląd lasu. Moja miłość do Heathcliffa jest jak wiecznotrwała ziemia pod stopami, nie przykuwa oka swoim pięknem, ale jest niezbędna do życia. Nelly, ja i Heathcliff to jedno. Jest zawsze, zawsze obecny w moich myślach – nie jako radość, bo i ja nie zawsze jestem dla siebie radością, ale jak świadomość mojej własnej istoty. Więc nie mów mi o rozstaniu z nim. To niemożliwe i…''*
Z trzaskiem zamknęłam książkę, patrząc na jej tytuł. Wichrowe wzgórza. Ulubiona powieść Louisa.
- Pieprzenie - mruknęłam odrzucając powieść i wychodząc z domu Zacka. Skoro nic nie ustalił, nie miałam po co tam tkwić.
~Niall~
Ostatni raz uśmiechnąłem się w kierunku aparatu, a kiedy lampa błyskowa zniknęła, zszedłem z planu zdjęciowego. Spuściłem głowę, kiedy kierowałem się w stronę garderoby, modląc się w duchu, abym na nikogo nie wpadł. Dopiero gdy opadłem na skórzaną kanapę, odetchnąłem z ulgą.
Spojrzałem na stolik przede mną pokryty fotografiami jednej dziewczyny. Chwyciłem jedną z nich, uważnie przypatrując się umieszczonej tam blondynce. Zmrużyłem oczy, dostrzegając w tle duży, drogi i sportowy samochód. Było źle.
- Horan! - drgnąłem, kiedy dłoń Liama, znalazła się na moim barku. - Wymyśliłeś już coś? - zapytał znacząco patrząc na pozostałe zdjęcia.
- Nie. - warknąłem wstając gwałtownie z miejsca i zakładając na plecach ręce - Ona znowu to robi, Liam. Znowu się ściga. Obiecała, że...
- My też jej coś obiecaliśmy - wtrącił się.
To było nie fair Liam.
- Powinniśmy dotrzymać obietnicy.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - krzyknąłem odwracając się. - Żałuję tego, okej? Żałuję, że dałem się tak podejść Modestowi. Żałuję, że zgodziłem się na tą chorą umowę, ale zrobiłem to dla jej dobra! - wyrzuciłem ręce w powietrze, ciągnąc się za kosmyki włosów. - Nie miałem wyboru. - dodałem po chwili.
Szatyn spojrzał na mnie, kręcąc głową. Nie znał całej prawdy. Nie wiedział czym Modest mi zagroził, gdybym nie zerwał kontaktu z Alison. Nie obchodziło ich, że jest moją siostrą, była zagrożeniem. Zagrożeniem, które trzeba było wyeliminować.
Kariera nie jest dla mnie najważniejsza, jednak Alison już tak. Jestem jej bratem - starszym bratem - więc to mój obowiązek zapewnić jej bezpieczeństwo. Gdybym nie zgodził się na umowę z Modest, rozgłosiliby jej sekrety. Powiedzieliby o gwałcie, próbach samobójczych, wyścigach, policji... byłaby zniszczona.
Nie zrozumiesz tego Liam. Nie zrozumiesz.
*- fragment Wichrowych Wzgórz.
*******
Mam nadzieję, że odcinek chociaż trochę Was pocieszy. Błagam powiedźcie mi, że żaden z Was nie jest w liczbie 1650 osób, które popełniły samobójstwo...
Pamiętajcie jeszcze o pozostałych chłopakach - to że Zayn odszedł... mamy jeszcze ich. Ja nadal wierzę, że ON wróci. Mimo tej ogromnej pustki w sercu, nadal mam nadzieję... i chcę ją mieć.
Nie wiem też czy to dobry moment... ale od dzisiaj ruszam z 'Contract'' - opowiadanie o Niallu. KLIK
Trzymajcie się cieplutko!
10 komentarzy = next!
Nie mówię ''żegnaj Zayn'', bo ciągle wierzę w to, że jeszcze do nas wrócisz. A my będziemy na Ciebie czekać. Kochamy Cię - pamiętaj o tym.