niedziela, 31 maja 2015

Chapter VI

******
~Alison~

    Dom bractwa wyglądał jak po przejściu tornada. Kanapy leżały wywrócone na dywanie, stół, który służył jeszcze kilka godzin temu - leżał połamany w kącie. Wszędzie leżały czerwone, plastikowe kubeczki, butelki po alkoholu i resztki jedzenia. Wyminęłam jednego z przyjacieli Michaela, wchodząc na schody i kierując się w stronę pokoju chłopaka. Starałam się być cicho, nie chcąc obudzić śpiących imprezowiczów. Miałam zamiar zabrać Mię i jak najszybciej zniknąć.
     Delikatnie zastukałam w drzwi, jednak kiedy po kilku minutach nikt ich nie otworzył, nacisnęłam klamkę, wchodząc do pomieszczenia.
     Pokój Clifforda był jedynym czystym miejscem w całym budynku. Nigdzie nie walały się puste, rozbite butelki, a w łazience nie spała jedna z tych par, które zdecydowały się na szybki numerek. Z ulgą stwierdziłam, że Mia cały czas była tutaj bezpieczna, Michael dopilnował, aby nikt nie zrobił jej krzywdy.
     Rozejrzałam się dookoła, uważnie studiując pomieszczenie. Niewątpliwie był największym pokojem jaki może istnieć w bractwie - przewodniczący nie może przecież mieszkać w byle jakim pokoju. Na ścianach - ku mojemu zdziwieniu - nie wisiały plakaty nagich modelek w prowokujących pozach, a notatki. Podeszłam bliżej, uważnie przyglądając się wzorom, starannie wpisanym na białym papierze. Nie miałam pojęcia co oznaczają.
        - Chemia organiczna - drgnęłam słysząc za sobą głos chłopaka. Odwróciłam się, zauważając uśmiechniętego Michaela, opierającego się ramieniem o framugę otwartych drzwi. Zarumieniłam się, kiedy powoli ruszył w moją stronę, ubrany tylko w niebieski ręcznik. - Martwiłaś się o Mię? - skinęłam głową, zerkając na ciągle śpiącą dziewczynę. Nic nie zapowiadało na to, że obudzi się w najbliższym czasie. Czerwonowłosy spojrzał na dziewczynę w jego łóżku, po czym cicho westchnął. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, chwytając ubrania leżące na krześle i ponownie znikając - jak sądzę - w łazience. 
     Zdziwiona patrzyłam w miejsce, gdzie przed chwilą poszedł chłopak, decydując się w końcu na poczekalnię na niego. Wolałam sama nie pokazywać się w salonie bractwa; zbyt dużo pijanych osób znajdowało się w jednym pomieszczeniu. 
     Policja całe szczęście nie interesowała się mną tego ranka. Po skoku do jeziora i wybuchu auta, sądzili, że zostałam rozerwana na kawałki. Dopiero za kilka tygodni mieli zostać wyprowadzeni z błędu: po dokładnym badaniu szczątków wraku samochodu, śledczy ustalą, że jednak przeżyłam i cała zabawa zacznie się na nowo.
     Do wieczora miałam dostać nowe auto, które miało mi wystarczyć na dwa tygodnie. Po tym czasie razem z chłopakami zmywamy się z Anglii do Rio. Zbyt dużo ryzykujemy, ukrywając się w samym centrum miasta odpowiedzialnego za nasze poszukiwania. Przez ten czas, miałam udawać przykład na studentkę, a potem zrezygnować ze studiów na rzecz wyjazdu do Polski, gdzie " miałam opiekować się swoją babcią". W ten sposób nikt nie połączy Alison Evans z mistrzynią nielegalnych wyścigów. 
        - Alison. - zamrugałam zaskoczona patrząc na w pełni ubranego Clifforda. Zaśmiał się z mojej zdezorientowanej miny, chwytając moją rękę i wychodząc z pokoju. Zręcznie wymijaliśmy powoli budzących się ludzi i skierowaliśmy się do kuchni.
     Oboje przystanęliśmy w progu, patrząc na śpiące tam osoby. Calum i Luke leżeli na stole, pokryci bitą śmietaną, puchem i czymś kolorowym, co wyglądało jak posypka do ciasta. Ashton spał na podłodze, przytulając się do tekturowego pudełka po pizzy. Wczoraj musieli nieźle się upić.
        - Wnioskuje że jeżeli chcemy coś zjeść, musimy ich obudzić. - Mike podrapał się po brodzie, delikatnie kopiąc Asha. Chwyciłam do ręki na wpół pustą butelkę z wodą, wylewając ją na teraz śpiącego blondyna. Chłopak gwałtownie podskoczył, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu, aż zauważył moją dłoń z butelką.
        - Kurwa, jesteście nienormalni... - wybełkotał, powoli w stając i chwiejnym krokiem idąc o salonu.  Pewnie gdyby nie był pijany, odegrałby się za niemiła pobudkę. Wzruszam ramionami odwracając się do Michaela, który wyprowadzał dwóch pozostałych kumpli z kuchni.  Usiadłam na barowym krześle wpatrując się w swoje paznokcie. Nie miałam pojęcia, kiedy Mia wstanie, miałam nadzieję, że jak najszybciej jakoś nie uśmiechało mi się spotkanie z Ingrid. Nie widziałam rudowłosej od roku i jakoś nie specjalnie za nią tęskniłam. Za każdym razem, kiedy o niej myślałam miałam ochotę przywalić sobie za to, że tak łatwo dałam się omamić.
        - Czasami czuję się jak ich ojciec - mruknął Michael ponownie wchodząc do kuchni i podchodząc do lodówki. W ciszy obserwowałam jak wykłada potrzebne produkty na blat, a po chwili obok niego pojawia się młody, pryszczaty chłopak. Zmarszczyłam brwi, kiedy bez słowa wziął od chłopaka pudełko jajek i zaczął je rozbijać na patelni. To nie mógł być imprezowicz - jego ubranie aż wołało ''kujon''. Niepewnie uniosłam wzrok na Mike'a niemo żądając wyjaśnień.- To praktykujący. Chce się dostać do bractwa, a żeby to zrobić, przez rok muszą pokazać jak bardzo im zależy i są naszymi ''chłopcami na posyłki'' - uniósł dwa palce do góry robiąc cudzysłów. - Powiedz mi lepiej, dlaczego wczoraj tak szybko wybiegłaś, co? Przeraziła cię Ingrid?
     Zaśmiałam się pod nosem, znowu wpatrując się w blat stołu. Nie znałam Michaela tak dobrze, więc nie mogłam nic mu powiedzieć. Jasne, wiedział o tym, że jestem siostrą Niall'a Horana, ale nie musiałam go o tym informować - media społecznościowe zrobiły to za mnie.
          - Kiedyś się przyjaźniłyśmy - odparłam wymijająco, dziękując niemo praktykującemu, który postawił przede mną talerz z jajecznicą. - Potem... zachowała się nie fair w stosunku do mnie i tyle. Ja wyjechałam, ona znalazła sobie nowych przyjaciół i kontakt się nam urwał. Nie żałuje tego jakoś zbytnio, nawet się ciesze.
     Przez resztę posiłku, rozmawialiśmy o wczorajszej imprezie i życiu przed studiami. Jak się później okazało, Luke i Ingrid poznali się rok temu na imprezie, gdzie zaliczyli szybki numerek w łazience. Następnie Ingrid niby ''przypadkiem'' zabrała mu telefon, aby potem mieć pretekst do ponownego spotkania i od tamtego czasu, ona i Luke tworzą parę. Czy szczęśliwą? Nikt nie wie.
      Po śniadaniu pomogłam chłopakowi ogarnąć kuchnię i wyrzucić za drzwi powoli budzących się imprezowiczów. Na szczęście nigdzie nie zauważyłam Ingrid; nie wiedziałam czy nadal jest w tym budynku, czy wyszła jeszcze wczoraj. Po jakimś czasie po schodach zeszła Mia, dzięki czemu mogłam nareszcie opuścić dom bractwa, bez niepotrzebnej kłótni.

******
Końcówka tak trochę.... nijaka.
Musze Was o coś prosić. Pamiętacie, moje problemy ze szkołą w zeszłym semestrze? Mam teraz identyczne, więc czy mogę Was prosić o to, abyście pomodlili się za mnie, abym mogła zdać matematykę? Nieciekawa sytuacja, szczerze mówiąc: muszę napisać jeden sprawdzian ( który jest we wtorek ) na co najmniej 3 oraz badanie wyników na 2. Dodatkowo muszę poprawić trzy sprawdziany i to wszystko w tym miesiącu. Błagam o pomoc.

Odcinek nie sprawdzany!

Przypominam o: CONTRACT i SECRET

niedziela, 24 maja 2015

Chapter V

***********

~Louis~

     Zmęczony opadłem na kanapę, zrzucając z niej wcześniej puste butelki po alkoholu. W ręce trzymałem świeżo otwartą butelkę wódki, która po kilku sekundach dotknęła moich warg. Piekąca ciecz spływająca po moim gardle, dawała tymczasową ulgę i pozwalała nie myśleć o problemach, które z sekundy na sekundę stawały się większe i gorsze do rozwiązania. Tak właśnie rozwiązywałem problemy, a szczególnie jeden z nich, który nazywał się Alison.
     Podniosłem z podłogi biały prostokącik, odwracając. Z trudem skupiłem swój wzrok na postaci dziewczyny i nieco starszego chłopaka. Uśmiechnięta dziewczyna, patrzyła w dół, a chłopak szeptał jej coś na ucho. Byli zakochani.
     Przetarłem załzawione oczy, drżącą ręką przybliżając fotografię do twarzy. Alison na zdjęciu wyglądała przepięknie, delikatnie i kobieco. Ostrożnie pogładziłem kciukiem twarz dziewczyny, głośno szlochając. Wypuściłem z ust powietrze, przechylając butelkę z przezroczystym płynem. Zacisnąłem mocno powieki, kiedy ogień zaczął drażnić moje gardło, prawie wywołując wymioty. Opadłem na kanapę, tępo wpatrując się w ścianę przede mną, a butelka leniwie wyślizgnęła się z moich dłoni, rozbijając na kawałki przy spotkaniu z ziemią.
     Kochałem Alison. Była dla mnie najważniejsza, kimś kto w pełni mnie akceptował, szanował. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia, była moim jasnym promyczkiem na końcu tunelu. Oddałbym za nią życie, gdyby dzięki temu wszytko mogłoby wrócić na swoje miejsce.
     Zacisnąłem dłoń, formując z fotografii, małą, białą kulkę. Uniosłem dłoń, a po chwili papier znalazł się na drugim krańcu pokoju. Zamknąłem oczy, cicho przeklinając wszystkie osoby, które doprowadziły do mojego stanu.
     Dźwięk dzwonka rozniósł się po mieszkaniu, wywołując okrzyk niezadowolenia. Chwyciłem poduszkę, chowając w niej twarz, nie ruszając się z miejsca. Miałem nadzieję, że osoba, która dobija się do moich drzwi odejdzie, pozwalając mi tym samym na dalsze użalanie się nad sobą.
        -Louis! Wiem, że tam jesteś! - jęknąłem rozpoznając głos znienawidzonej przeze mnie osoby. Ścisnąłem mocniej poduszkę, jakby mogła mnie uchronić przed nieuniknionym spotkaniem - Louis? - zamek w drzwiach zgrzytał, a po całym domu, rozniósł się odgłos zbliżających się kroków. Siłą powstrzymywałem się od zwymiotowania, kiedy do nozdrzy doszedł mnie zapach jej perfum. - Boże, Louis! Jesteś całkowicie zalany!
     Prychnąłem, prostując się i wstając na równe nogi. Chwiejnym krokiem, wyminąłem sylwetkę dziewczyny, wchodząc do kuchni. Otwarłem lodówkę, wyciągając kolejną butelkę alkoholu, czując jak spojrzenie szatynki wręcz pali moje plecy. Chwilę siłowałem się z otwarciem napoju, jednak kiedy w końcu mi się udało, na moich ustach pojawił się zwycięski uśmiech.
        - Czego chcesz? - warknąłem kiedy odstawiłem butelkę na stół z znacznym jej brakiem. Zmarszczyłem brwi, aby po chwili wyciągnąć z kieszeni spodni papierosy i zapalniczkę. Nie kłopocząc się z podejściem do okna, usiadłem obok butelki, zapalając białą rurkę. Wyczekująco spojrzałem na dziewczynę, ciągle oczekując od niej odpowiedzi.
        - Mieliśmy iść na zakupy....- wydęła wargi w śmieszny sposób. Pokręciłem głową, zaciągając się dymem i skupiając swój wzrok na butelce przede mną. Prychnąłem pod nosem, kiedy dotarł do mnie sens jej słów. Zakupy... za które ja miałem zapłacić.
        - Sama idź na zakupy - zakpiłem, zsuwając się z miejsca i gasząc niedopałek na stole. Nie zwróciłem uwagi na ślad jaki przez to został. Jestem w końcu Louis Tomlinson. Jeżeli będę chciał nowy stół, to go kupię. Nawet dziesięć jak będę mieć taki kaprys.
        - Ale Louis...! - krzyknęła, kiedy ją wyminąłem. - Louis...
        - Tak, to moje imię - zaśmiałem się, opadając na kanapę. Nie miałem zamiaru iść z Eleanor gdziekolwiek. Za każdym razem, gdy chciała mnie gdzieś wyciągnąć, miałem wymyślone wymówki.
     Nigdy nie sądziłem, że Eleanor będzie mistrzynią manipulacji i szantażu. Dwa dni po naszym wyjeździe na trasę, wkradła się do mojego pokoju w hotelu, mając ze sobą przerobione zdjęcia z naszego ostatniego stosunku seksualnego. Zagroziła że pokaże je Alison, racząc ją "przyjemną" historyjką o tym, jak zaraz po odstawieniu blondynki do domu po wesołym miasteczku, przyjechałem do niej i uprawialiśmy seks.
        - Oszalałeś? - warknęła, kiedy przystawiłem szyjkę butelki do ust. Wywróciłem oczami, łykając gorzki napój. Miałem nadzieję, że kiedy zobaczy w jakim jestem staje, odpuści i wyjdzie z mojego domu. Za każdym razem, kiedy brunetka znajdowała się w zasięgu mojego wzroku, żołądek niebezpiecznie dawał o sobie znać. - Co z tobą nie tak? - dodała, kręcąc głową i rozglądając się po zabałaganionym salonie. Zmarszczyła czoło, podchodząc do kominka i podnosząc coś z podłogi. Zignorowałem ją, skupiając swój wzrok na etykiecie piwa. - A więc o nią chodzi?- zamrugałem, kiedy przed twarzą pojawiła się wypielęgnowana dłoń Eleanor. Trzymała wyrzuconą przeze mnie fotografię.
     Warknąłem cicho, odsuwając się od niej i wyrzucając butelkę za siebie. Po chwili oboje usłyszeliśmy dźwięk rozbijającego się szkła.
        - Wyjdź. - rzuciłem nie patrząc na nią.
        - Ale dlaczego Louis? - zapytała, odrzucając za ramiona włosy. Zacisnąłem dłonie w pięści, starając się opanować rosnący gniew. Eleanor doskonale wiedziała, że temat Alison wyprowadza mnie z równowagi, a teraz za wszelką cenę chciała mnie wkurzyć. - Powinieneś wiedzieć, że taka... wywłoka jak ona nie jest dobra dla ciebie...
     Nie pamiętam, kiedy poderwałem się z kanapy, przygważdżając dziewczynę do ściany. Syknęła, kiedy mocno ścisnąłem ją za nadgarstki.
        - Kiedy mówię że masz wyjść, wychodzisz- syknąłem wpatrując się w jej przerażoną twarz. - Mam tego dość, Eleanor. Nie będę więcej twoim chłopcem na posyłki. Nigdy więcej nie chce cię widzieć. Wynoś się - odepchnąłem ją od siebie, odwracając się.
        - Pożałujesz tego - usłyszałem. Wzruszyłem ramionami, opadając na kanapę.
Tak bardzo mi cię brakuje Alison.


******
Odcinek sprawdzony :D
Biedny Louis czy nie bardzo?
Za chwilę obok pojawi się ankieta pt. 'Szczęśliwe zakończenie, czy nie?'' gdzie możecie zagłosować za szczęśliwym końcem historii, lub nie :D
Tak, mam szatański plan :P
Zapraszam na Contract i Secret

15 komentarzy - next! 
Dacie radę, co? :)

sobota, 16 maja 2015

Chapter IV


*********
  ~Alison~

    Adrenalina w moich żyłach wzrosła, kiedy minęłam kolejne auto. Czerwono-niebieskie światła migotały w oddali, co chwilę mnie ostrzegając, jednak ani myślałam o tym, aby się zatrzymać. Policja w danej chwili była moim najmniejszym problemem, którego chciałam się za wszelką cenę pozbyć.Wcisnęłam gaz, zmuszając auto do zwiększenia prędkości, mimo faktu, że już dawno przekroczyłam jego możliwości. 
     Ryzykowałam swoim własnym życiem, aby tylko nie widzieć parszywej mordy rudej dziewczyny. Tej samej dziewczyny przez którą całe moje życie się spieprzyło.Warknęłam, kiedy kierowca przede mną zajechał mi drogę, zmuszając mnie tym samym do gwałtownego hamowania. Przeklęłam pod nosem zmieniając bieg i zjeżdżając na sąsiedni pas, skutecznie ignorując klaksony kierowców.
     Alkohol nadal płynął w moich żyłach, jednak widok Ingrid otrzeźwił mnie na tyle, że ze spokojem mogłam siąść za kółkiem i nie wywołać żadnego wypadku… teoretycznie. W praktyce moje zdenerwowanie sięgało tak wysoko, że każdy, chociażby najmniejszy ruch, mógł spowodować mój nagły wybuch.
     Pośpiesznie spojrzałam we wsteczne lusterko, kiedy do moich uszu dobiegły strzały. Schyliłam się, a tylna szyba prysła pod ostrzałem, zasypując tylne miejsce pasażera drobinkami szkła. Przeklęłam głośno, jeszcze mocniej wciskając gaz i starając się uniknąć padających ze wszystkich stron kul. Nie dość, że zostawiłam Mię w obcym domu, z obcymi dla niej ludźmi, to za chwilę mogę zostać zabita przez funkcjonariuszy prawa. Nie byłam głupia, doskonale wiedziałam, że domyślili się kim jestem.
     Schyliłam się, kiedy jeden z pocisków przeleciał obok mojej twarzy, dziurawiąc przednią szybę. Skręciłam kierownicą, wjeżdżając na przeciwny pas. Samochody uskakiwały sprzed moich kół, torując mi prostą drogę do wyznaczonego przeze mnie celu. Nie było nawet mowy o tym, że dobrowolnie oddam się w ręce policji. Gdzie byłaby cała zabawa?
     Syknęłam, kiedy przednia szyba postanowiła pójść śladem tylnej i rozsypała się na miliony kawałków, kalecząc moją twarz, ręce i dłonie. Nie miałam pojęcia jak wytłumaczę się z tych ran na uczelni… jeżeli mnie nie złapią.
        - Kurwa – rzuciłam prostując się nagle i uważnie skanując drogę przede mną. Kilka metrów dalej, drogę tarasowało kilka radiowozów, a uzbrojeni po zęby policjanci mierzyli w mój samochód spluwami. Jedną ręką sięgnęłam do schowka, wyciągając czarną kominiarkę, która po chwili zasłaniała moją twarz. Wolałam, aby nikt nie skojarzył mojej osoby z Alison Evans. Ta druga dziewczyna, może mi się jeszcze przydać.
     Pociski zaatakowały nagle. Kręciłam kierownicą na wszystkie strony, gorączkowo rozmyślając nad próbą ucieczki, jednak jedyna możliwa droga prowadziła prosto na rzeź. Wjechałam na most, nieudolnie obserwując jak zbliżam się do mundurowych i rozsypanej na asfalcie kolczatki. To koniec.
     Ostatni raz rozejrzałam się, szukając możliwej drogi ucieczki, aż nagle mnie oświeciło.
Rzeka.
     Gwałtownie skręciłam kierownicą, rozbijając maską samochodu barierki bezpieczeństwa i spadając w przepaść. Czas jakby zwolnił swój bieg, a wokół mnie zapanowała cisza. Nie mogłam oderwać wzroku od zbliżającej się tafli wody, a w duchu liczyłam kolejne głębokie wdechy. Jak zaczarowana patrzyłam na czerń wody, niemo przygotowując się na najgorsze…
Śmierć.
     Gwałtowne zderzenie się z taflą rzeki spowodowało, że poduszki powietrzne eksplodowały przygniatając mnie do siedzenia kierowcy. Jęknęłam cicho, czując jak zaczyna brakować mi powietrza, poprzez ucisk na mojej klatce piersiowej. Czułam jak samochód opada, a do środka zaczyna wlewać się woda. Resztką sił, uderzałam w biały napompowany materiał, starając się go przebić długimi paznokciami. Kiedy w końcu mi się to udało, woda sięgała mi do piersi.
     Szarpnęłam za pas bezpieczeństwa, klnąc, kiedy zatrzask się zaciął. Coraz większa panika obejmowała moje ciało, mimo to rozpaczliwie walczyłam o wolność. Zachłysnęłam się, kiedy słona ciecz wlała się do moich ust. Uniosłam głowę najwyżej jak mogłam, zaczerpując ostatni, możliwy wdech, zanim całe moje ciało znalazło się pod wodą.
     Szarpałam się z blokadą, kątem oka widząc jak wypuszczane przeze mnie powietrze, zamienia się w małe bąbelki. Zrozpaczona ostatni raz chwyciłam czarny pas, bezskutecznie starając się uwolnić. 
Nie tak miała wyglądać moja śmierć.
     Zrezygnowana, wypuściłam pas z rąk, kładąc ociężałą głowę na oparciu fotela. Z sekundy na sekundę, ból w płucach narastał, a palce powoli traciły czucie. Umierałam. Uchyliłam powieki, ostatni raz spoglądając przed siebie w nadziei na jakakolwiek pomoc. Nie chciałam tak umrzeć. 
     Zamiast kierownicy tonącego auta, zobaczyłam intensywnie niebieskie oczy, a po chwili twarz małej dziewczynki. Przerażona odsunęłam się do tyłu, a w głowie miałam tylko jedną myśl: walcz.
     Ostatkami sił sięgnęłam do zapięcia, nareszcie się uwalniając. Otworzyłam drzwi, ciągle wpatrując się w miejsce, gdzie kilka sekund temu widziałam ową niewidzianą już w danej chwili postać. Pokręciłam głową, wypływając z samochodu i resztkami sił jakie mi pozostały, machałam nogami, aby po kilku sekundach odetchnąć świeżym powietrzem.
     Powoli wydostałam się na brzeg i opadłam na drżące z wysiłku kolana. Woda skapywała po moim ciele, a chłodny wiatr powodował gwałtowne dreszcze. Obejrzałam się za siebie, uważnie lustrując przestrzeń dzielącą most od tafli rzeki. Przeraziłam się widząc odległość jaka mnie dzieliła i dziękując Bogu za to że przeżyłam. 
     Woda, gdzie zatonął mój samochód, zabulgotała, a po chwili podniosła się na kilka metrów z głośnym hukiem. Uśmiechnęłam się czując swąd benzyny, roznoszący się po wybuchu. Gwałtownie odwróciłam się, wbiegając w las, nie chcąc, aby policjanci mnie złapali. To cud, że nie zauważyli mojej wydostającej się z wody sylwetki. 

******

        - Nie muszę mówić, że postąpiłaś idiotycznie, skoro sama to powiedziałaś - Rick wywrócił oczami, podając mi kubek z gorąca herbatą. Mocniej okryłam się kocem, wyciągając rękę po naczynie. Gorąca para uderzyła w moją zmarzniętą twarz, grzejąc ją na kilka sekund. - Skąd oni się tam wzięli?
     Wzruszyłam ramionami, zanurzając usta w gorącym napoju. Rozkoszne ciepło, rozchodzące się po żołądku, dawało mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Oparłam głowę na nagłówku, marszcząc brwi i przypominając sobie twarz dziewczynki, która na kilka sekund pojawiła się w moim niedotlenionym mózgu. Jej niebieskie oczka, które wpatrywały się we mnie, łudząco przypominały te o których chciałam za wszelką cenę zapomnieć. Złote loczki opadające na okrągłą i zaróżowiona twarzyczkę, rozciągniętą w wesołym uśmiechu... Byłam przekona w stu procentach, że za kilka lat, obca dziewczynka będzie wyglądała jak ta z mojej wizji. Przygryzłam wargę, czując ogromną gulę w gardle, która niebezpiecznie rosła. 
Nie będę płakać, nie.
     Wypuściłam z ust drżące powietrze, powoli się relaksując. Musiałam zapomnieć o tym co widziałam. 
        - Alison... - drgnęłam, kiedy przede mną zamajaczyła sylwetka przyjaciela. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi i unosząc do ust kubek. - Wszystko w porządku?
        - Tak. - pokiwałam głową, odwracając wzrok. - Co się dzieje? - zapytałam wskazując na wyciągnięty telefon.
     Chłopak westchnął, drapiąc się po karku. Pokręcił głową, chowając urządzenia do kieszeni i siadając naprzeciw mnie.
        - Zack przywiezie ci nowe auto i ubrania do przebrania- znacząco popatrzył na za duże ciuchy, które miałam na sobie. - Prawdopodobnie policja już wie, że jesteś w Londynie po dzisiejszym wyścigu. Musimy zapewnić ci odpowiednie bezpieczeństwo.
     Skinęłam głową dopijając zimny już napój. Oblizałam wargi, zastanawiając się nad sposobami, w jaki możemy wykiwać policję na jakiś czas. Dzisiejszy pościg, nie był zbiegiem okoliczności, ktoś kto był obecny na wyścigu musiał na mnie donieść.
     Westchnęłam ciężko, odstawiając puste naczynie na stół. W Anglii miałam zdecydowanie więcej wrogów niż w Irlandii, dlatego każdy, chociażby najmniejszy członek nielegalnych wyścigów, był podejrzany o sabotaż. Potarłam palcami zimne czoło, nie mając siły na dalsze analizowanie dzisiejszych wydarzeń. Skok samochodem do rzeki nie był dobrym pomysłem, jednak jedynym, który mógł mi w tamtej chwili pomóc.
        - Będziesz chora. - parsknęłam, szczelniej okrywając się kocem. Wiedziałam o tym, kiedy przedzierałam się przez zarośla w mokrym ubraniu. - Co my z tobą zrobimy, co?
     Pokręciłam głową, kładąc się na kanapie. Miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

*********
Odcinek powstawał w bólach.
 A no i wróciłam! Dziękuję wszystkim za troskę i przepraszam za zwłokę, jednak musiałam przypomnieć sobie kilka rzeczy. Dziękuję Jesice za informowanie Was o moim stanie zdrowia i Dominice. 
Kocham Was! :D