wtorek, 25 sierpnia 2015

Chaotyczne wyjaśnienie.

Napisałam wczoraj na twitterze, że dzisiaj wyjśnie Wam powód mojej długiej nieobecności. Nie chcę Waszej litości, współczucia, tylko zrozumienia.
Jak pewnie zauważyliście, ostatnie odcinki nie były najwyższej wagi, krótkie i beznadziejne. Dlaczego? Ostatnimi czasy nie czułam się dobrze, dodatkowo jak wiecie miałam egzamin poprawkowy z matematyki. Trochę się zmieniło w moim życiu. Na gorsze.
Matematyki nie zdałam, zabrakło mi 0.5pkt. o ironio. Przez ostatnie tygodnie skupiałam się jedynie na szkole, z marnym skutkiem jak widać. Niestety po drodze wpadły mi problemy, z których do tej pory nie wyszłam.
Wiem, że mam depresję, kilka razy również się ciełam, aby poczuć się lepiej. Do tej pory prowadzenie bloga było moją ucieczką od problemów, jednak kilka tygodni temu zauważyłam, że to mi już nie pomaga. Musiałam się odetnąć od wszystkiego, uspokoić się. W tej chwili na nowo mogę stwierdzić, że blog w pewien sposób mi pomaga.
Taaaaaa jak bardzo załośnie to brzmi? Mniejsza. Chcę powiedzieć że od weekendu odcinki na nowo się pojawią. Postaram się aby moje problemy osobiste nie mieszały się już z prowadzeniem bloga.
Przepraszam.

sobota, 1 sierpnia 2015

Chapter X

******

~Niall~

     Tłum skąpo ubranych dziewczyn zwiększał się z minuty na minutę, tworząc powoli coraz większe zbiorowisko. Zerknąłem na skrzywionego Louisa, cicho śmiejąc się z jego miny, kiedy otarła się o niego nieznajoma brunetka z niemało odsłoniętym ciałem. Nigdy nie rozumiałem, jak dziewczyny mogły ubierać się tak skąpo - w głębi ducha dziękowałem Bogu, za to, że Alison ubierała się w miarę przyzwoicie. Rozejrzałem się dookoła, chcąc wyłapać w tłumie moją siostrę i ostatni raz z nią porozmawiać. Nie liczyłem się wprawdzie z tym, że blondynka mnie posłucha i wycofa się z wyścigu - chciałem się tylko upewnić, że wie na co się pisze. Nasza poranna rozmowa nie odbyła się do końca tak jak tego oczekiwałem. Zamiast spokojnej rozmowy, skończyło się na krzykach i trzaśnięciu drzwiami.
     Przeczesałem zrezygnowany włosy, opadając na maskę auta przyjaciela. Louis jako jedyny miał auto, dzięki któremu mogliśmy wtopić się w tłum. Lamborghini Aventador Cabrio idealnie wpasował się i nie zwracał na nas zbytniej uwagi. Nie chcieliśmy, aby ktokolwiek dowiedział się o naszym pobycie tutaj. Wprawdzie dzisiejsze wyścigi były nielegalne.
     Tłum przerzedził się, a przez środek powoli jechało czarne Bugatti. Westchnąłem obserwując go do momentu, kiedy ustawił się na linii startu, obok trzech innych samochodów. W jednym z nich znajdowała się Alison, i mimo mojej szczerej niechęci do wyścigów, nerwowo zacisnąłem kciuki. Chciałem, aby wygrała. Chyba.
- Niall... - odwróciłem się do chłopaka stojącego za mną. Przekrzywiłem głowę widząc jego znajomą twarz, starając przypomnieć sobie moment, kiedy go spotkałem. Po chwili rozpoznałem jednego z przyjaciół Alison, Ricka o ile się nie myliłem. Zmarszczyłem brwi, widząc jego zaskoczoną minę. - Co wy tu robicie?- zapytał znacząco patrząc na naszą dwójkę. Nie trudno było się domyślić, że żaden z nas nie chciał być w tym miejscu. Oprócz sportowego auta, niczym nie wyróżnialiśmy się z tłumu.
- Chciałem pogadać z Alison, ale... nie zdążyłem.- rzuciłem, kątem oka obserwując rozpoczęcie wyścigu. - Czy ona...
- Czarne Bugatti. - przerwał wywracając oczami - Oficjalnie ubóstwia tą markę.- zaśmiał się. Kiwnął głową w stronę wyjścia z tłumu, a po chwili stanęliśmy na - jak sądziłem - stanowisku pomocniczym Alison, gdzie bez problemu mogli ją obserwować. Skrzywiłem się widząc ją na jednym z ekranów laptopa. Skupiona na swoim zadaniu, raz po raz rzucała przekleństwami, kiedy coś nie szło po jej myśli. Rick schylił się, klikając jeden z przycisków na klawiaturze, aż na ekranie zobaczyliśmy trasę wyścigu zaznaczoną na zielono. 10 kilometrów - Ja pierdole, czemu tylko 10?
     Najwyraźniej wyznaczona trasa była krótsza niż przewidywano na początku. Czy była to zaleta czy wada... nie miałem pojęcia. Spojrzałem na ekran komputera, jednak kiedy nic z tego nie zrozumiałem, opadłem na najbliższe krzesło, niemo każąc Louisowi zrobić to samo.
     Od rozmowy z Alison nie odezwał się słowem. Milczał, od czasu do czasu krzywiąc się nieznacznie i zaciskając pięści. Zżerały go wyrzuty sumienia i widziałem po nim, że podświadomie przyznał Alison rację. Zawalił, jednak czułem w kościach, że to nie była jego wina. Nigdy nie miałem dobrych stosunków z Tomlisnonem, dlatego nie oczekiwałem, że nagle zacznie się zwierzać ze wszystkich swoich problemów. Tak naprawdę, jeżeli siłą nie wyciągnięto z niego o co chodzi - nie mówił nikomu i zadręczał się, aż problem się nie rozwiązał.
     Nigdy nie sądziłem, że uczucie tej dwójki było czymś mocnym. Bardziej liczyłem na to, że szybko im to minie, a ja nie będę musiał obserwować rozwijającego związku mojego przyjaciela ze swoją własną siostrą. Jednak po dzisiejszej, porannej kłótni zauważyłem, że mimo upływu czasu oboje nadal darzyli się tym samym uczuciem co wcześniej.
     Oparłem głowę na ręce tępo wpatrując się w pustą przestrzeń przede mną. Nie zwracałem uwagi na biegających obok mnie ludzi; chciałem tylko usłyszeć, że Alison jest już na mecie - cała i zdrowa, a ja mogłem ją  nareszcie objąć.
- Hej, Rick...- mruknąłem nagle przypominając sobie o jednej rzeczy, którą chciałem zrobić już dawno temu. Chłopak oderwał się od monitora spoglądając na mnie i uciszając ręką jednego ze swoich kolegów.. - Nigdy wam nie podziękowałem... - chrząknąłem, spuszczając wzrok - Za to, że pomogliście Alison, kiedy... mnie nie było.- dokończyłem cicho.
     Szatyn pokiwał głową, lekko się uśmiechając. Nie musiał pytać o co dokładnie mi chodziło. Gdyby nie on i jego przyjaciele, Alison nadal byłaby gnębiona w szkole. Chociaż trudno było mi to przyznać, nie zachowywałem się w tamtym czasie jak na prawdziwego, a przede wszystkim starszego brata przystało. Zawiodłem na całej linii.
- Nie ma sprawy.- machnął ręką, chwilę zastanawiając się nad czymś - Nie chciała cię martwić. Wiele razy mówiłem jej, aby zadzwoniła do ciebie i powiedziała co się dzieje, ale wykręcała się, że masz własne życie.
     Pokiwałem głową, głęboko oddychając. Czułem jakby z mojego serca spadł niewyobrażalny ciężar. To dziwne, że człowiek bierze na siebie winę za coś, czego nie zrobił.
     Nagłe poruszenie przy stanowisku, skupiło moją uwagę. Uważnie wpatrywałem się w przyjaciela Ali, który nieudolnie próbował coś wpisać na klawiaturze. Zielony ekran zamigotał, a po chwili zgasł, pozostawiając za sobą tylko czarną pustkę. Co się dzieje?
- Zack, coś jest nie tak! Nie mogę hamować, auto przyspiesza, a kierownica się zablokowała! - spanikowany krzyk Alison rozniósł się echem po mojej głowie. Gwałtownie podniosłem się na nogi, chcąc coś zrobić, jednak obawiałem się, że tylko pogorszyłbym sprawę. Wymieniony chłopak coś wołał do mikrofonu, zaś Rick tępo wpatrywał się jedyny działający jeszcze komputer. Niepewnie spojrzałem tam gdzie on, widząc tylko pustą drogę i przerwaną barierkę ochronną. Nic nie rozumiejąc spojrzałem na Zacka, czekając na jego wyjaśnienia.
- Straciliśmy kontakt z Alison - powiedział, a ja poczułem jakby ktoś właśnie zrzucił na mnie górę kamieni.
ALISON!!!


*****
Dzisiaj krótko. 
Ogłaszam wszem i wobec: jesteśmy w połowie Alison. Zostało jeszcze 10 odcinków i epilog.
Akcja z pomocą charytatywną jest nieaktualna. Skoro macie sprawiać problemy i zarzucać mi kłamstwa i oszustwa - dziękuję bardzo. To tyle.

15 = next!