niedziela, 29 listopada 2015

Podsumowanie

- Nie wierzę, że to już koniec - zawołałam, publikując ostatni odcinek. Powinnam się Wam przedstawić. Nazywam się Karolina, bardziej znacie mnie pod pseudonimem CharlieTH. Mam 18 lat i w tym roku piszę maturę. To ja stworzyłam Alison... i wprowadziłam Was w jej świat. - Cholera, kiedy to minęło?
- Pewnie kiedy zamknęłaś mnie w szafie.
     Drgnęłam odwracając się w stronę Zayna. Chłopak ściągnął z siebie jedną z moich licznych bluzek, wrzucając ją do komody. Zmrużył oczy, zakładając ręce na piersi i tupiąc nogą - Nigdy mnie nie słuchałaś!
- Co takiego? Hej, zeswatałeś Louisa i Alison, czego jeszcze chcesz? - przekrzywiłam głowę, odsuwając się od biurka i obracając na fotelu. Sylwetka Malika rozmyła, się, jednak po chwili chłopak zatrzymał mnie i przykucnął. - Dobrze, kiedy cię nie posłuchałam Zayn?
- Miały być jeszcze trzy odcinki - jęknął - Miałem odkryć tajemnicę Alison...
     Wywróciłam oczami, wstając i spoglądając na szablon bloga. Jasny napis ''Epilog'' świadczył o tym co zrobiłam zaledwie kilka sekund temu. 
- Zawołasz chłopaków? Chcę wam podziękować... i chyba możemy trochę powspominać, co? - skinęłam głową w stronę wielkiego pudła pełnego kaset. Mulat wybiegł z pokoju, drąc się, podczas kiedy ja wyciągnęłam odtwarzacz DVD i kilka kaset. Chwilę później na moim łóżku siedziała piątka chłopaków i Alison. Uśmiechnęłam się do niej, a blondynka poklepała miejsce obok siebie. - To jak? Co oglądamy najpierw? 
- Ja mam pomysł! - Niall zerwał się, wyrywając mi z ręki jedną z kaset. Wsunął ją do odtwarzacza, a czarny ekran zamigotał. - To jest moment, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy...

*****

- Nieeee... muszę mieć innych aktorów, Tokio Hotel już było - mruknęłam odganiając od siebie Billa. Blondyn zmrużył oczy, upadając na kolana.
- No dalej, Charlie. To jest idealny scenariusz, to jest idealne opowiadanie! - zawołał, oplatając moje nogi. Westchnęłam cicho, odczepiając mężczyznę od moich kolan. - Kaulitz masz 24 lata, nie zachowuj się jak dziecko! Wy dostaniecie inny scenariusz, ale ten nie. Jest podobny do waszego pierwszego filmu!
- Ale nam to nie przeszkadza, no dalej Charlie! 
- WITAMY WSZYSTKICH ZGROMADZONYCH! - podskoczyłam, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się a do środka wpadł Niall z szerokim uśmiechem na twarzy - Słyszeliśmy, że niejaka CharlieTH ma scenariusz do obsadzenia, o który się wszyscy zabijają. Więc... oto jesteśmy!
     Wychyliłam się zza framugi spoglądając na pozostałą część zespołu. One Direction? W końcu nie byłam ich fanką, ale... czemu nie?
- Macie to! - krzyknęłam - Louis, Louis, gdzie jesteś? - zawołałam, starając się podejść do drzwi, jednak mocny uścisk Billa mi to uniemożliwiał - Kaulitz ty durniu, puść mnie w końcu! Tomlinson do cholery, widzę cię tutaj! - szatyn w końcu niepewnie podszedł do mnie, wkładając ręce do kieszeni - Masz główną rolę, ale znajdź mi dziewczynę, która będzie cię chciała.
- Tak jest! - zasalutował, zbiegając po schodach na ulicę. Chwilę później mogłam usłyszeć jego wrzask: '' KTO CHCE BYĆ MOJĄ DZIEWCZYNĄ?!'' 
Naprawdę, pracuję z idiotami.

*****

     Zaśmialiśmy się, kiedy usłyszeliśmy krzyk Louisa. Wywróciłam oczami, kiedy szatyn podszedł do pudła i wymienił kasetę na inną. Coś czuję, że będzie zdecydowanie gorsza od poprzedniej.

*****

- Louis, powiedz mi czy pies może być człowiekiem? - fuknęłam wskazując na wcześniej wymienione zwierze. - Przykro mi... nie dostajesz tej roli. Zadzwonimy do ciebie - zwierzak spuścił łeb, wychodząc z pokoju. - Wasza trójka, zdecydowanie nie - machnęłam ręką na trzech chłopaków - Harry, słońce może w następnym filmie - uśmiechnęłam się do chłopaka. Stanęłam przed ostatnią osobą, krytycznie mierząc jej sylwetkę wzrokiem. - Dobra masz tą rolę. Zabieraj ją Tomlinson - zawołałam do szatyna i opadłam na kanapę. Spojrzałam na zegarek, szybko biegnąc na plan. - Niall zaczynamy! Musimy dzisiaj skończyć twoją scenę!

*****

- Do dzisiaj nie wiem skąd wytrzasnąłeś tego psa...- zawołałam ocierając łzy wzruszenia. Nagle zadzwonił mój telefon, a ja z ociąganiem odebrałam. Wsłuchałam się w głos po drugiej stronie, uśmiechając się. - Macie kolejny angaż u Jesici. - powiedziałam, machając do chłopaków.
     Chłopcy wesoło krzyknęli wybiegając z pokoju. Pokręciłam głową, podświadomie współczując Jesice. Będzie musiała ich ogarnąć, a to takie łatwe nie jest.
- No więc... - spojrzałam na Alison. Blondynka podeszła do mnie, mocno mnie przytulając. Zamrugałam oczami, odganiając łzy. Nie chciałam płakać. - Wpadniemy kiedyś i dokończymy oglądanie filmów - zaśmiała się. Skinęłam głową. - Dziękuję, że dałaś nam szansę...
- Ja też. Bez was to by się nie udało. - ostatni raz przytuliłam dziewczynę. A kilka sekund później zostałam już sama. Z opowiadaniem na blogspocie.

*********
A WIĘC TO KONIEC.
Alison dobiegła końca, ale jeszcze nie kończę z FF o 1D. 
Contract ( Niall )
Secret ( Liam + Jesica Evans )
Tumblr ( Kilka FF o Larry'm )
Wattpad ( Historie, które nie były publikowane na blogspocie )

W tych linkach na górze mnie znajdziecie. A ja zostawiam sobie otwartą drogę do Ali: może kiedyś powstanie 3 część.
Dziękuję Wam za wszystko co robiliście, za komentarze i za czekanie na odcinki! Mam nadzieję, ze spotkamy się na innych blogach.
Ciao!
Ch.
x

sobota, 28 listopada 2015

Epilog

Gone

ZANIM PRZECZYTASZ EPILOG ZAPOZNAJ SIĘ Z POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM! ODCINKI DODAWANE BYŁY W TEN SAM DZIEŃ I CZASIE!!!

- Tatusiu, patrz tutaj!
    Odwróciłem głowę, słysząc nawoływania mojej córeczki. Zmarszczyłem brwi, zauważając dziewczynkę przy jednej z klatek, wpatrującą się w szczeniaka. Westchnąłem cicho, podchodząc do niej i kucając.
- Jesteś pewna, że chcesz tego? - zapytałem, patrząc na malutkiego pieska, który wzbudził w Lili zainteresowanie. Dziewczynka pokiwała główką, a ja chwyciłem ją podnosząc i kierując się do jednego z pracowników. Po kilku minutach, nie można było odciągnąć małej od zwierzaka. Wpłaciłem odpowiednią sumę pieniędzy, podpisałem kilka dokumentów i odebrałem smycz, po czym cała nasz trójka opuściła schronisko. - Jak go nazwiesz?
- Zula - powiedziała, obejmując szyję psa. Widząc szczęście na jej twarzy, nie odważyłem się powiedzieć, że imię bardziej pasowało do suczki, niż do psa. - Myślisz, że mamie by się spodobał?
     Poczułem ukłucie w sercu,  przypominając sobie Alison. Kiedy pięć lat temu uciekała przed policją, nie mieliśmy szans, aby normalnie porozmawiać. Odezwała się półtora roku później, a pierwszy raz zobaczyła Lili zaledwie kilka tygodni temu. Nie mówiła gdzie mieszka: jedyne co wiedziałem, to to, że była bezpieczna i policja nie może jej schwytać tam gdzie jest. Żałowała, że nie mogła być z nami, jednak wiedziała, że tak będzie lepiej. I bezpieczniej.
     Pięć lat temu miałem nadzieję, że zmieni zdanie. Że przyzna się do wszystkich zarzutów, istniała szansa, że uniknęłaby wysokiej kary. Jednak, kiedy ostatecznie zamknęła za sobą drzwi wypowiadając tylko kocham cię Louis wiedziałem, że było to nasze pożegnanie. Nigdy więcej mieliśmy się nie zobaczyć.
- Na pewno - powiedziałem, obserwując dziecko w lusterku. Była identyczna jak Alison. - Wujkowie dzisiaj przyjdą. - dodałem przypominając sobie wiadomość od Nialla. Mieliśmy się w końcu spotkać jak za starych czasów, kiedy jeszcze pracowaliśmy razem.
     One Direction rozpadło się, kiedy Zayn zdecydował się opuścić zespół. Wytrzymaliśmy kilka miesięcy, a potem... nie mieliśmy sił, by wrócić. Ja skupiłem się na wychowaniu Lili i rozwinięciu własnej wytwórni. W końcu nazwisko Tomlinson coś znaczy.
- Tatusiu... wiesz, że cię kocham?
     Uśmiechnąłem się, kiwając głową. Mimo, że Ali nie było obok mnie, byłem szczęśliwy. W końcu... wychowywałem naszą córkę.
- Ja ciebie też, słoneczko.
******
A więc dotrwaliśmy do końca historii o Alison. 
Pamiętacie ankietę ''szczęśliwe zakończenie''? Podjęliście decyzję o uciecze Alison. Alternatywą było zatrzymanie przez policję.
Jutro opublikuję podsumowanie. 
I znajdziecie mnie na innych blogach, więc.... jeszcze się nie żegnam.
x
Ch.

Chapter XVII


     Dzień, który zakończył wszystko, nie zaczynał się specjalnie źle. Nawet nie podejrzewałabym, że za kilka godzin wszystko zakończy się gorzej niż myślałam. Z samego rana zerwałam się z łóżka, składając wcześniej delikatny pocałunek na policzku Louisa. Od czasu kiedy ponownie zdecydowałam się dać nam szansę minęło kilka spokojnych tygodni. Ku zdziwieniu Ricka, policja na pewien czas odpuściła, skupiając się na wyłapaniu dealerów, przez co mogłam odetchnąć z ulgą. Chciałam nacieszyć się Lou, a im dłużej przebywaliśmy razem tym bardziej się do niego przywiązałam. To był mój błąd.
     Na uczelni spędziłam tylko trzy godziny, zaniepokojona telefonem Ricka. Nie zwracałam uwagi na ważny egzamin, który mnie czekał - musiałam jak najszybciej dowiedzieć się co się działo. Podświadomie, podejrzewałam o co mogło chodzić, jednak ciągle trzymałam się nadziei, że mogłam w końcu żyć spokojnie. Z Louisem u boku.
- Rick, co się dzieje? - zawołałam, wpadając do mieszkania chłopaka. Ominęłam kilka leżących pudeł, rozglądając się za szatynem. Po chwili znalazłam go, siedzącego w salonie i pakującego kilka przedmiotów. - Rick!
- Jadą po ciebie Alison! - warknął zrzucając z kanapy zapakowaną do połowy walizkę. - Nie mamy wiele czasu, mamy może dwie godziny. Musimy przewieść samochody, do jednego z magazynów Chana, później się nimi zajmiemy. Zack stara się opóźnić przyjazd policji najdłużej jak się da, ale nie może dać nam więcej niż dodatkową godzinę. Przykro nam Ali - powiedział stając przede mną i kładąc rękę na moim ramieniu - Wiem, że nie chciałaś tego tak kończyć, jednak musisz zniknąć. Louis zrozumie...
     Drgnęłam, opadając na fotel i chowając twarz. To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy mieć co najmniej kilka dni, mieliśmy być przygotowani na wszystko. A ja nie miałam tak zostawiać Louisa.
- Jak to możliwe? - zapytałam cicho.
- Ktoś im doniósł. Wiedzą... kim jesteś naprawdę Alison.
     Westchnęłam cicho, zamykając oczy, układając w głowie plan. Miałam zdecydowanie zbyt dużo rzeczy do zrobienia, jednak obawiałam się, że nie zdążę załatwić połowy z nich. Musiałam zrealizować najważniejszy punkt. I nic innego nie mogło się dla mnie w tej chwili liczyć.
- Nie czekajcie na mnie. Spotkamy się na miejscu, muszę... muszę coś załatwić. - rzuciłam, wstając i wybiegając z pokoju. Chwyciłam pęk kluczy do jednego z aut chłopaka, wbiegając do garażu. Słyszałam jak Rick krzyczy za mną, jednak nie miałam czasu, aby się zatrzymać. Liczyła się każda minuta. - Dzień dobry, mówi Alison Evans. - rzuciłam do telefonu, kiedy wyjechałam na główną ulicę, wyprzedzając kilka aut. - Przepraszam, że przeszkadzam... jednak zaszły pewne zmiany i muszę prosić panią o pomoc. - zamilkłam słysząc głos po drugiej stronie - Tak dokładnie. Proszę spakować wszystkie rzeczy. Będę za kilka minut.
      Rzuciłam telefon na siedzenie obok, przyśpieszając. Gdzieś z tyłu słyszałam dźwięk syren, jednak nie miałam pewności czy jadą za mną. Mimo to zwiększyłam prędkość i zjechałam na pobliskim zakręcie. Nie mogłam pozwolić aby gliny złapały mnie akurat teraz. Musiałam... musiałam upewnić się, że Lili była bezpieczna. W odpowiednich rękach.
     Po kilku minutach zatrzymałam się z piskiem przed jednym z domów. Wbiegłam na ganek, wpadając do mieszkania, nie zawracając sobie głowy pukaniem czy dzwonieniem do drzwi. Szybko rozejrzałam się po wnętrzu, wpadając na schody.
- Pani Smith? - krzyknęłam otwierając jedne z drzwi. Wymieniona kobieta, odwróciła się w moją stronę z malutką dziewczynką na rękach. - Dzięki Bogu, mam mało czasu. Czy rzeczy są już spakowane?
- Tak, mój mąż zaraz zaniesie je do twojego samochodu, Alison. Czy... czy to już pewne? - zapytała spoglądając na śpiące dziecko. Skinęłam głową, niepewnie biorąc dziewczynkę na ręce. W innych okolicznościach rozpłakałabym się, jednak teraz liczyło się tylko je bezpieczeństwo. - Gdzie się podziejecie? Ciebie ściga policja, a ona jest taka malutka... - załamała ręce.
- Proszę się nie martwić. Może pani odwiedzać Lili, kiedy tylko pani chce. Ona zostaje w Londynie. Ja niestety nie. - rzuciłam, schodząc po schodach i obserwując jak pan Smith pakuje rzeczy małej do samochodu. - Zostanie z ojcem.
- Ojcem...? Przecież mówiłaś, że... Oh... - rzuciła, gdy zrozumiała kogo miałam na myśli. Ostatni raz rozejrzałam się po mieszkaniu, widząc znajome miejsca ze zdjęć. To tutaj Lili spędziła swój pierwszy rok życia... u obcych ludzi, zamiast u swojej matki. - Uważaj na siebie dziecko.
- Obiecuję. Dziękuję, że zgodziła się pani mi pomóc... Spohia ma szczęście mając takich rodziców - rzuciłam przytulając mamę dziewczyny Liama. - Nawet nie wiem jak mam się pani odwdzięczyć.
- Daj spokój! - machnęła ręką. - do dzisiaj nie wiem, jakim cudem Soph, albo Liam się nie zorientowali. Wprawdzie nie bywali tutaj tak często... - pokiwała głową.
     Ostatni raz spojrzałam na kobietę, wychodząc z domu. Uśmiechnęłam się do starszego mężczyzny, delikatnie wkładając Lili do fotelika. Cieszyłam się, że dziewczynka póki co nie płakała. Jej zdenerwowanie nie było mi teraz potrzebne. - To jak gotowa na poznanie wujków i taty? - zapytałam siadając na miejscu kierowcy. Uruchomiłam silnik, ruszając. Zanotowałam w głowie, aby przesłać rodzicom Sophii odpowiednią ilość pieniędzy za opiekę nad Lili. W końcu nie musieli brać dziewczynki pod opiekę.
     Wyjechałam na główną ulicę, wymijając jadące samochody. Liczne klaksony zabrzmiały za mną, jednak nie zwróciłam na nie uwagi. Zmieniłam bieg, przyśpieszając. Chwile później zaklęłam siarczyście, gwałtownie skręcając. Wygląda na to, że ''dwie godziny'' Zacka skończyły się szybciej niż podejrzewał.
     Skręciłam na sąsiedni pas, starając się zgubić jadący za mną konwój, jednak ciągle siedzieli mi na ogonie. Przyśpieszyłam, zjeżdżając wcześniej, mając nadzieję, że uda mi się ich zgubić w krętych uliczkach. Kilka minut później, zaparkowałam pod domem Louisa, zamykając bramę wjazdową. Miałam tylko kilka minut. Może i udało mi się zgubić radiowozy, jednak policjanci nie byli tacy głupi.
     Odpięłam Lili z fotelika, szybko wbiegając po schodach i wpadając w willi. Rozejrzałam się po holu, kierując się do salonu, gdzie... znajdowali się wszyscy. Niall spojrzał na mnie, szybko podnosząc się z fotela i podbiegając. Zatrzymał się kilka kroków przede mną, dopiero zauważając dziecko na mich rękach.
- Alison, co... co to ma znaczyć? - wskazał dłonią na telewizor, gdzie wyświetlano moje zdjęcie z wielkim napisem: Poszukiwana przez policję. Westchnęłam cicho.
- Szukają mnie. Mam mało czasu, muszę jak najszybciej zniknąć, a nie mogę tego zrobić bez upewnienia się, że Lili będzie bezpieczna. - rzuciłam wymijając blondyna. Reszta patrzyła na dziewczynkę z niemym pytaniem w oczach. - Słuchajcie. To jest Lili, moja... moja córeczka.
     Cisza, jaka zaległa w salonie, nie była reakcją jaką się spodziewałam. Niepewnie spojrzałam na Louisa, oczekując jego reakcji. Gdyby był wściekły nie miałabym do niego pretensji. W końcu ukryłam przed nim fakt, że mam dziecko.
     Chłopak spojrzał na mnie z bólem w oczach, podnosząc się i powoli podchodząc do mnie. Swój wzrok wbił w sylwetkę dziewczynki, która ssała w najlepsze swój kciuk. Odetchnęłam z ulgą, kiedy nie zauważyłam u niego żadnych odznak złości.
- Jak...? - wyszeptał.
- Kiedy... kiedy znaleźliście mnie pod szkołą... po tym zdarzeniu - wyjąkałam. - Wyjechaliście, a ja dowiedziałam się, że jestem w ciąży z tym bydlakiem. Na początku chciałam zrobić aborcję, ale kiedy pierwszy raz usłyszałam bicie jej serca... nie mogłam tego zrobić - wyjąkałam czując, jak po moich policzkach spływają łzy - Wtedy odezwali się rodzice Soph, oferując mi swoją pomoc. To oni zajmowali się Lili przez ten rok. Ale teraz... nie mogłam jej tam z nimi zostawić.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytał, przenosząc swój wzrok na mnie. - Myślałem, że mi ufasz...
- Ufam. Nie byłam gotowa, aby powiedzieć wam o niej. - zerknęłam na telewizor, widząc jadący konwój radiowozów. Byli kilka ulic od domu Lou. Musiałam już wyjść. - Louis. Posłuchaj mnie. Jeżeli stąd nie wyjdę, policja mnie złapie, a ja trafię do więzienia. Nie możecie mi już pomóc, muszę wyjechać. Nie powiem, gdzie jadę, przez to policja nie będzie mogła się was uczepić. Skontaktuję się z wami, kiedy wszystko ucichnie. Nie wierzcie w nic co powiedzą media. Louis, proszę cię, abyś zajął się Lili. Przepraszam, że mówię to dopiero teraz, ale w akcie... akcie urodzenia jest twoje nazwisko. Lili prawnie jest twoją córką - wyrzuciłam wszystko na jednym wydechu. Uważnie obserwowałam twarz szatyna, czekając na jego reakcję. Miał prawo nie wziąć Lili.
     Chłopak przeciągnął mnie do siebie, mocno ściskając. Zaciągnęłam się znajomym zapachem jego perfum i starałam się opanować napływające łzy. Ostatni raz spojrzałam na Lili, całując jej czoło i podając ją Lou. Zagryzłam wargę, obserwując ich, czując jak łamie mi się serce. Tak bardzo nie chciałam ich zostawiać...
- Ali... - odwróciłam się przytulając Nialla. - To nie może się tak skończyć...
- Będzie dobrze - powiedziałam. Drgnęłam, kiedy z oddali usłyszałam syreny. - Już tu są. Musze iść.
     Tomlinson słysząc to, przysunął mnie do siebie i ostatni raz pocałował. Niechętnie oderwałam się od niego, podchodząc do Liama i Sophii wyciągając swój portfel i jedną z kart kredytowych. - Podziękuj proszę swoim rodzicom Soph. Nie zdążyłam im się odwdzięczyć. Pin zna Louis, całą suma należy do nich - rzuciłam kładąc plastik na stoliku. - Trzymajcie się. - powiedziałam ostatni raz spoglądając na wszystkich zgromadzonych. Uśmiechnęłam się, podbiegając do tylnego wyjścia.
- Alison! - zatrzymałam się, słysząc krzyk Lou. Odwróciłam się, obserwując chłopaka. Przez ciszę mogłam usłyszeć jak przed domem parkuje kilka samochodów. - Nie odchodź. Zostań z nami....

*****
Okej. Akcja przyśpieszona przez co jest to ostatni odcinek. Za chwilę opublikuję epilog.
Zauważyłam, że historia Was już męczy, więc postanowiłam wrzucić kilka rzeczy do jednego odcinka. Niestety Ali już się kończy.

niedziela, 8 listopada 2015

Chapter XVI


********
~Alison~

        - Co takiego?
     Chłopak przymknął oczy, wciągając głośno powietrze. Jego silne ramiona wciąż oplatały moje ciało, chroniąc mnie tym samym od ześlizgnięcia się na podłogę.
        - Kocham cię Alison. - wolno powtórzył, cały czas mając zamknięte oczy - Przez ten rok... myślałem tylko o tobie, chciałem do ciebie zadzwonić, porozmawiać, upewnić się czy wszystko z tobą w porządku. Chciałem...abyś miała poczucie, że jestem przy tobie, mimo, że tak naprawdę dzieliły nas tysiące kilometrów.
      Alkohol, który piłam na imprezie momentalnie wyparował ustępując miejsca złości. Wyrwałam się z uścisku szatyna, odpychając go i stając na środku pokoju. Nerwowo przejechałam dłonią po włosach, kalkulując w myślach to co chciałam mu powiedzieć.
        - Oh, czyżby? W takim razie, gdzie byłeś, kiedy najbardziej cię potrzebowałam?- krzyknęłam wbijając wskazujący palec w pierś chłopaka. - Gdzie byłeś, kiedy twoi fani mnie wyzywali od dziwek i suk? Gdzie byłeś, kiedy dziennikarze wieszali i to dosłownie psy na mnie i mieszali mnie z błotem? - Z każdym wypowiedzianym słowem moja wściekłość rosła. Wszystkie uczucia jakie gromadziły we mnie, przez przeszło rok, skumulowały się chcąc w końcu się wydostać na zewnątrz. To co powiedział Louis, stanowiło punkt zapalny. - Wolałeś spędzać czas ze swoją dziewczyną, która - tylko tak przypominam - zdradzała cię od pewnego czasu! Więc nie pieprz mi tu teraz, że mnie kochasz, kiedy wiem, że jest inaczej!
     Odepchnęłam się od zszokowanego chłopaka, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Nie miałam ochoty przebywać w jego towarzystwie minuty dłużej. Trzęsącymi się dłońmi, chwyciłam metalową klamkę, ciągnąć ją do siebie. Krzyknęłam, kiedy ktoś gwałtownie odwrócił mnie i przyparł plecami do drzwi. Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą, kiedy ze strachem w oczach spojrzałam w mętne tęczówki Louisa. Obłęd i determinacja wymalowana na jego twarzy nie pozwoliła mi się ruszyć z miejsca.
        - Nie wiesz wszystkiego. - wysapał, rozpaczliwie gładząc mój policzek. Automatycznie przymknęłam oczy, rozkoszując się jego dotykiem. - Dlaczego nie dajesz sobie nic wytłumaczyć? Dlaczego zgrywasz taką zołzę, Ali?- westchnęłam cicho, opierając głowę o drewnianą powłokę za mną. Zaciągnęłam się perfumami Louisa, z ulgą stwierdzając, że pod tym względem chłopak się nie zmienił. Smukłe palce szatyna, niepewnie starły z mojego policzka spływającą łzę. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. - Ali, proszę cię... daj mi ostatnią szansę, a ja obiecuję, że tym razem cię nie zawiodę. Nie pozwolę, aby więcej ktoś cię poniżał. - wszystkie emocje chłopaka jakie w tamtej chwili mu towarzyszyły, można było zobaczyć w jego oczach. Szkliste niebieskie tęczówki, przepełnione były bólem i strachem.
     Niepewnie wtuliłam się w jego klatkę piersiową, chowając w niej twarz. Nie chciałam, aby zobaczył moje łzy; zbyt wiele razy widział je rok temu... kiedy budziłam się w nocy z krzykiem. Mruknęłam cicho, czując jak mnie podnosi i kieruje nas z powrotem w stronę łóżka, po czym kładzie na zimnej pościeli.
        - Śpij... to nie jest odpowiednia chwila na tego typu rozmowy...- wyszeptał, gładząc moje czoło i składając krótki pocałunek.
        - Znowu to robisz. Znowu uciekasz. - powiedziałam widząc jak idzie w kierunku wyjścia. Zatrzymał się, odwracając się i mierząc mnie zrezygnowanym spojrzeniem. Zawahał się na krótką chwilę, ale zaraz ze zdecydowaniem otworzył drzwi.
        - Nie uciekam. Przynajmniej nie teraz.
     Chwilę później o obecności chłopaka świadczył tylko zapach jego perfum wciąż unoszący się w powietrzu.

~*~    Skyscraper

     Poranek nie należał do najlepszych, a ból jaki wywoływał każdy, nawet najmniejszy szelest był do nie opisania. Wbrew pozorom, pamiętałam wszystko co działo się poprzedniego wieczoru, jak i również moją i Louisa rozmowę. Niepewnie rozglądałam się dookoła, czy chłopak gdzieś tutaj nie był. Mimo, że uczniem Oxfordu nie był, bez problemu mógł wejść na teren uczelni i do akademiku. Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że nie był to koniec naszej rozmowy. Przynajmniej nie dla niego.
     Z ulgą wyszłam się świeże powietrze, rozkoszując się nikłymi promieniami słońca, które ostatnio zagościło na niebie Londynu. Na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Mimo ogromnego kaca, mogłam radośnie stwierdzić, że czułam się nawet dobrze. Nie miałam pojęcia tylko co miało na to wpływ.
     Powoli wyszłam z bram uniwersytetu, wbijając wzrok w ziemię. Mimo, że dziennikarze dostali wyraźny zakaz wstępu na teren uczeni, nadal koczowali pod murami; w dość ograniczonej ilości. Włożyłam dłonie w kieszenie kurtki, kierując się w stronę centrum, skąd mogłam dostać się do domu Nialla, gdzie ostatnio nocowałam. Chciałam zabrać stamtąd swoje rzeczy i skupić się na życiu studenckim - w końcu za kilka dni, będę musiała stąd wyjechać.
     Leniwie uniosłam głowę, wpadając na kogoś. Natychmiast poczułam znajomych zapach perfum, a rumieniec oblał moją twarz. Byłam zażenowana tym do czego wczoraj doszło między mną, a chłopakiem, a raczej do czego - na szczęście - nie doszło.
        - Alison.
     Zamrugałam oczami wpatrując się w stojącego przede mną Tomlinsona. Odetchnęłam głęboko, nerwowo poprawiając swoją torebkę i przygryzając wargę. Nie odezwałam się.
        - Chodź. Mam niespodziankę. - rzucił, uśmiechając się i ciągnąc mnie do swojego samochodu. Niepewnie usiadłam na przednim siedzeniu, uważnie obserwując wsiadającego Lou, Zerknął na mnie, oceniając moje ubrania, a jego uśmiech - o ile to możliwe - powiększył się. - No już, nie analizuj tego wszystkiego. Chcę tylko abyś dobrze się dziś bawiła. Obiecuję, że nic innego. - uniósł do góry dwa palce, jakby składał przysięgę. Zaśmiałam się cicho, kiwając głową i patrząc na drogę. Po jakimś czasie zjechaliśmy na zapełniony parking. Zmarszczyłam brwi widząc małe dzieci radośnie biegnące w głąb lasku i szczęśliwych rodziców, którzy z dezaprobatą patrzyli na swoje pociechy. Przyłożyłam dłoń do miejsca, gdzie znajdowało się serce, czując delikatne ukłucie na ten widok. - Idziesz?
     Spojrzałam na czekającego Louisa, niepewnie wychodząc z auta, zostawiając torebkę na fotelu. Chłopak zamknął auto, a potem chwycił moją dłoń i pociągnął na ścieżkę, prowadzącą do... jakiegoś miejsca.
     Niepewnie wyłoniłam się zza linii drzew, spoglądając na kolorowy szyld, znajdujący się naprzeciw mnie. Otworzyłam szeroko oczy, widząc znajdujący się na nim napis. Wesołe miasteczko i to nie byle jakie. To było dokładnie to samo wesołe miasteczko jak rok temu... w Irlandii.
        - P...p-pamiętałeś...?- wyjąkałam czując jak moje serce wykonuje radosne salto. Chłopak ścisnął mocniej tylko moją dłoń, idąc w stronę bramki. Skinął głową mężczyźnie sprzedającemu bilety, a ten bez słowa sprzeciwu nas wpuścił. Rozejrzałam się dookoła, uważnie lustrując wzrokiem wszystkie karuzele i zjeżdżalnie. Znowu czułam się dzieckiem.
        - To gdzie najpierw?- zapytał szatyn uważnie obserwując moją reakcję. Uśmiechnęłam się radośnie i - nie puszczając jego ręki - skierowałam się do pierwszej karuzeli.
     Czas na wspólnej zabawie upłynął nam niespodziewanie szybko. Nim się obejrzałam zrobiło się ciemno, a do zamknięcia zostało tylko kilka minut. Louis obejmował mnie w pasie, kiedy ze śmiechem przeglądaliśmy zdjęcia, które zrobiliśmy w budce. Z wdzięcznością, przytuliłam się do chłopaka, kiedy szliśmy główną ścieżką do wyjścia. To był naprawdę udany dzień.
        - Zanim wyjdziemy... chcę wstąpić w jeszcze jedno miejsce - powiedział całując moje czoło. Skinęłam głową, pozwalając kierować chłopakowi. Po chwili stanęliśmy przed budką pełną pluszaków i różnych gier zręcznościowych. Z zaciekawieniem wpatrywałam się jak szatyn płacił i celował w sześć równo poukładanych wież z butelek. Z zaskoczeniem odkryłam, że po każdych zbitych butelkach, pojawiał się napis. Jak zaczarowana obserwowałam pojawiające się kolejno słowa, składając je w jedno, jedyne zdanie: Alison, proszę o jeszcze jedną szansę.
     Wciągnęłam głośno powietrze, patrząc to na napis to na zdenerwowanego Louisa. Nie byłam pewna czy mogłabym mu ponownie zaufać, w końcu nie miałam pojęcia co wydarzyło się rok temu z Eleanor. Zagryzłam wargę, rozważając wszystkie plusy i minusy z przerażeniem stwierdzając, że tych drugich jest zdecydowanie więcej.
Ah, pieprzyć to.
        - Dobrze - powiedziałam wpatrując się w oczy chłopaka - Dam ci jeszcze jedną szansę.
     Tomlinson roześmiał się, mocno przyciągając mnie do siebie i składając długi pocałunek. Zarzuciłam dłonie na jego szyję, uśmiechając się. W końcu czuję się jak w domu.

******
Jezu Loueh, dziecko ty moje :')
I jak? Alison w końcu jest z Louisem :D
Zapowiadam: w przyszły weekend jadę do Karkowa, pozwiedzać kilka uczelni, więc odcinki pojawią się wcześniej ( środa ) wracam w niedzielę i potem idę do pracy :''''')
Więc bardzo proszę o 15 komentarzy pod spodem - to dla Was żaden problem, inaczej poczekam, aż dobijecie do limitu jak było z tym odcinkiem.
Odcinek nie sprawdzony - zrobię to jutro ;)
Przypominam o pozostałych blogach: Contract i Secret. Ah... muszę się pochwalić nową okładką, po prostu jest taka piękna, że nie mogę xd

niedziela, 25 października 2015

Chapter XV


*******

~Alison ~

        - Co to jest?
     Niechętnie otworzyłam oczy, spoglądając na chłopaka który jeszcze kilka chwil temu bawił się moimi włosami. Spuściłam wzrok na ramię, szukając rzeczy, która wytrąciła szatyna z równowagi, czując jak krew momentalnie odpływa z mojej twarzy. Cholera, cholera, cholera...!
        - To...nic takiego - mruknęłam, odsuwając się. Louis zmrużył oczy, chwytając mnie za rękę i przysuwając z powrotem do siebie. Odgarnął włosy, wpatrując się w niewielkiego siniaka, znajdującego się na mojej szyi. - Louis...!
        - Kto ci to zrobił? - zapytał po chwili ciszy. Z jego oczu zniknęły radosne iskierki, a on sam zmarkotniał. Pokręciłam głową, wyrywając się z uścisku chłopaka i podchodząc do okna. Nie miałam zamiaru tłumaczyć się z tego co robiłam. Rozumiem, gdyby zapytał o to Niall, a Louis jest dla mnie nikim. Kiedyś, być może, był dla mnie ważny, ale teraz... to się już nie liczy. - Alison, skąd masz tą cholerną malinkę na ciele?!
     Drgnęłam, nieprzygotowana na jego wybuch. Westchnęłam cicho, odwracając się twarzą do szatyna, zaglądając w jego niebieskie oczy.
        - Michael ją zrobił, kilka dni temu.
     Czy widziałam kiedyś osobę, która na moich oczach, traciła chęć do życia? Raz. I tą osobą był Louis. Dosłownie czułam, jak jego ciało wypełnił oszałamiający ból, wypowiedzianymi słowami. Widziałam jak kolory odpływały z jego twarzy, a na ich miejsce wpływa fala żalu i smutku. To był najgorszy widok na świecie.
     Chłopak jęknął żałośnie kryjąc twarz w dłoniach. Niepewnie wpatrywałam się w jego pochyloną sylwetkę, nie rozumiejąc co właściwie się dzieje. Nagły smutek chłopaka wyprowadził mnie z równowagi; nie wiedziałam dlaczego tak bardzo się tym wszystkim przejął.
ashley benson, gif, hanna marin, pll, pretty little liars     Kilka sekund później, Tomlinson poderwał się na równe nogi i bez słowa pożegnania wybiegł z pokoju, potrącając w progu Mię. Zaskoczona cofnęła się o kilka kroków, spoglądając na mnie z niemym pytaniem w oczach. Machnęłam ręką w geście rezygnacji, siadając na łóżku, decydując się na przerobienie notatek na jutrzejszy egzamin.
     Zachowanie Louisa, nie dawało mi jednak spokoju. Nie byłam głupia - wiedziałam, że poczuł się urażony informacją o Michaelu, jednak nie miał podstaw aby zachowywać się w ten sposób. Nie byliśmy w związku, a co za tym idzie, mogliśmy robić co chcemy, bez obawy o konsekwencje ze strony drugiego.
    Oparłam głowę na złączonych dłoniach, tępo wpatrując się w szatynkę, w myśli odliczając od dziesięciu. Mia, mogła mi pomóc, w końcu studiowała psychologię a w tej chwili umysł Tomlinsona mogła ogarnąć tylko ona. O ironio....
        - Przespałam się z Michaelem. - wypaliłam.
     Dziewczyna znieruchomiała, powoli unosząc wzrok i spoglądając na moją poważną twarz. Opadła na łóżko, nie spuszczając ze mnie wzroku, powoli analizując to co powiedziałam. Uniosła brwi  w zaskoczeniu, ponaglając mnie gestem.
        - Całowałam się z Louisem - jęknęłam żałośnie, zasłaniając poduszką twarz.
        - Zauważył malinkę... - stwierdziła, karcąco spoglądając na powoli znikający ślad. Skinęłam głową, mając nadzieję, że zauważyła ruch mimo białego materiału. - Nie dziwię się, że stąd wybiegł. To był jak policzek.
Tak, cholera.
     Odsunęłam puch od twarzy, spoglądając na Mię. Dziewczyna westchnęła ciężko, prostując się i zakładając nogę na nogę. Oho, będzie wykład.
        - Mówiłaś, że rok temu powiedział ci, że cię kocha. Potem wyjechał i wrócił do swojej byłej - zaczęła wyliczać zginając powoli palce - Nie odzywał się, nie pisał, potem NAGLE pojawił się tutaj, wlepiając w ciebie oczy i prawie dostając erekcji na twój widok - skrzywiłam się nieznacznie słysząc jej porównanie. Tonkin nie zrażona tym, ciągnęła dalej - Troszczy się o ciebie, lata za tobą jak idiota, daje sobą pomiatać. Nic ci to nie mówi?
     Pokręciłam głową, uderzając głową w ścianę za mną. Byłam w czarnej dupie.
        - On cię nadal kocha, Alison! - zachłysnęłam się śliną, plując nią we wszystkie strony. - Nie mów, że tego nie zauważyłaś! - dziewczyna warknęła w moją stronę.
     To niemożliwe, aby Louis był we mnie zakochany. Wrócił do Eleanor! Zabawił się mną, bawił się moimi uczuciami. To, że teraz ze mną przebywał było tylko jego obowiązkiem. Zresztą, gdyby faktycznie coś do mnie czuł, to czy teraz by uciekł? Uciekłby po naszym pocałunku?
         - Czuł się upokorzony. - dodała po chwili, odpowiadając na moje niezadane pytanie. - On cię kocha Alison, Całowaliście się, przez co miał nadzieję, na to, że znowu będziecie razem. Nagle dowiaduje się, że inny chłopak cię dotykał, że oddałaś się innemu. Louis nie jest głupi: wiedział, że ta malinka jest skutkiem czegoś większego. Miał tylko nadzieję... że zaprzeczysz. A ty potwierdziłaś jego obawy.

~*~

     Kolejne dni, zlewały się ze sobą tworząc jeden wielki bałagan w mojej głowie. Od czasu incydentu w moim pokoju, Louis nie odezwał się ani nie pokazał. Powoli słowa Mii zaczynały do mnie docierać, jednak nadal trudno było mi w nie uwierzyć. Miałam wiele pytań, na które odpowiedzi mógł udzielić mi tylko Tomlinson, jednak ten postanowił mnie ignorować.
     Koniec tygodnia zbliżał się wielkimi krokami, a z tym wiązała się kolejna impreza w bractwie. Tym razem miałam zamiar iść na nią razem z Mią - miałam nadzieję, że dziewczyna uchroni mnie przed głupstwami jakie wpadną nam do głowy.
     Równo o dziewiątej wieczorem, obydwie wyszłyśmy z akademika, kierując się w stronę bractwa. Już kilka metrów dalej można było usłyszeć głośno grającą muzykę. Uśmiechnęłam się, wchodząc po schodach i nurkując w tłumie spoconych ciał.
     Pierwsza osoba, która rzuciła mi się w oczy, był Ashton, tańczący na stole do piosenki Nicki Minaj. Chłopak pozbył się górnej części garderoby, ukazując swoje tatuaże i umięśnioną klatkę piersiową. Ludzie (głównie dziewczyny) wydali z siebie radosny krzyk, kiedy blondyn powoli ściągał spodnie. Zaśmiałam się obserwując dziki taniec jaki przy tym wykonywał. Bez wątpienia był pijany.
     Ominęłam zbiorowisko, kątem oka widząc jak Mia rozmawia ze swoją koleżanką z wydziału. Odetchnęłam z ulgą, wchodząc do kuchni i chwytając jedną z ostatnich butelek piwa. Zdecydowanie byłam zbyt trzeźwa.
   Jakiś czas później, kiedy przetańczyłam kilka kolejnych piosenek, poczułam jak ktoś chwyta mnie za biodra i przyciąga do swojego ciała. Jęknęłam czując na plecach rosnąca erekcję chłopaka. Obróciłam się, lekko unosząc głowę do góry, od razu uśmiechając się na widok znajomej twarzy.
        - Czujesz jak na mnie działasz? - szepnął do mojego ucha, lekko je przygryzając. Jęknęłam w odpowiedzi, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. - Może coś z tym zrobimy?- Zmrużyłam oczy, chwytając rękę Clifforda, ciągnąc go w stronę korytarza. Nie zwracałam uwagi na mijanych przez nas ludzi, jedyne co się dla mnie liczyło to pomieszczenie na samym jego końcu. W końcu nacisnęłam metalową klamkę, i wepchnęłam do środka chłopaka.
     Sekundę po zamknięciu drzwi, zostałam do nich przyciśnięta, zaś chłopak wpił się w moje usta. Zarzuciłam ręce na jego szyję, przyciągając go bliżej siebie. Jęknęłam cicho, kiedy dłonie blondyna znalazły się na moich pośladkach ściskając je. Podskoczyłam, owijając nogi wokół pasa, wiercąc się, chcąc jeszcze bardziej go pobudzić.
     Zsunęłam się, powoli zjeżdżając ręką do rozporka spodni, rozsuwając go i ściągając spodnie razem z bokserkami ze szczupłych ud. Powoli uklękłam i wpatrując się w rozszerzone źrenice blondyna, chwyciłam jego penisa. Nie musiałam długo czekać na reakcję, już po chwili z jego gardła wydobył się przeciągły jęk. Uśmiechnęłam się, składając delikatny pocałunek na samym czubku i szybko wkładając go do ust. Zassałam policzki, czując jak chłopak chwyta moje włosy, ciągnąc za nie. Jęknęłam cicho, wysuwając pulsującego penisa ze swoich ust, przejeżdżając dłonią wzdłuż całej długości.  Uniosłam głowę, krzyżując spojrzenie z szarymi tęczówkami, ostatni raz biorąc biorąc go do ust i zlizując kilka słonych kropelek, aż w końcu poczułam jak chłopak spuszcza się do mojego gardła. Oblizałam usta, podnosząc się z kolan i składając krótki pocałunek na spuchniętych od pocałunków wargach.
        - Byłaś taka dobra, kochanie...- jęknął, przygryzając moje usta. Uśmiechnęłam się, wychodząc z łazienki i poprawiając roztrzepane włosy.
     Chwyciłam czerwony kubeczek, leżący nieopodal wejścia, wpatrując się w tańczący tłum, ignorując osoby znajdujące się obok mnie. Jęknęłam zrezygnowana kiedy ktoś wyszarpnął z mojej ręki plastik i w dość szybkim tempie wyprowadził z budynku. Szarpałam się, jednak dość szybko zrezygnowałam z tego czując narastające mdłości. Mój porywacz w końcu zauważył stan w którym się znajdowałam, gdyż, przerzucił mnie przez ramię. Zaciągnęłam się perfumami, zastanawiając się skąd wydają mi się tak bardzo znajome.
1d, directioners, famous, gif, louis, louis tomlinson, one directionLouis... 
      Ocknęłam się, kiedy chłopak delikatnie położył mnie na łóżku. Chwyciłam go za koszulkę, łącząc nasze usta i przerzucając nas, abym mogła usiąść na jego biodrach. Szatyn warknął cicho, kiedy zaczęłam się całować jego szyję. Przymknęłam oczy, zjeżdżając ręką na krocze Lou, powoli rozpinając rozporek. Tomlinson znieruchomiał, jednak nim zdążyłam odpiąć guzik, znowu zostałam przyciśnięta do pościeli.
        - Alison, oszalałaś. - powiedział, trzymając moje nadgarstki w mocnym uścisku - Przestań! - krzyknął, kiedy ponownie zaczęłam całować jego szyję.
        - Nie podobam ci się? - zapytałam, czując jak kąciki moich ust zaczynają szczypać - Mike nie narzekał, kiedy mu obciągałam... - zaszlochałam.
     Szatyn westchnął cicho, ścierając łzy z mojego policzka.
        - Nie mogę tego zrobić Ali - powiedział, gładząc mój policzek. Był zdenerwowany.
        - Dlaczego?!
        - Ponieważ cię kocham do cholery!

********
I jak? Nie poprawione, gify i muzykę dodam jutro.
Zabijecie mnie, doskonale o tym wiem xd

15 komentarzy - next

niedziela, 18 października 2015

Chapter XIV


ZAPRASZAM NA CONTRACT

~Alison~

     Trzasnęłam drzwiami siadając na łóżku i z głośnym jękiem opadając na pościel. Torebka, która jeszcze kilka chwil temu wisiała na krześle, przeciążyła przedmiot spadając z głośnym hukiem na podłogę. Zmarszczyłam brwi spoglądając na czarny materiał, ostatecznie wzruszając ramionami. Chwilę później po pomieszczeniu rozniosło się głośne pukanie do drzwi. Warknęłam cicho, wstając i szurając stopami, otworzyłam je, gromiąc spojrzeniem postać stojącą za nimi.
- Louis. Czego chcesz?- mruknęłam zrezygnowana, ponownie opadając na łóżko. Byłam zbyt zmęczona, aby kłócić się z szatynem. Wiedziałam, że Niall nie do końca mi ufał. Wiedział o wszystkich wygranych wyścigach i nagrodach jakie za nie dostawałam - miał prawo sądzić, że lada chwila wsiądę do samochodu i pojadę po kolejną wygraną.
- Niall mnie przysłał - rzucił, kładąc wielkie kartonowe pudełko z pizzą na biurku. Zmrużyłam oczy, uważnie skanując jego sylwetkę. Coś mi nie pasowało. - A jak zjemy, idziemy na basen.
       Prychnęłam głośno, kiwając z powątpiewaniem głową. Nie było nawet mowy o tym, abym gdziekolwiek z nim wyszła lub co gorsza: poszła na basen. Wyciągałam rękę, sięgając po jeden kawałek i zanurzając w nim zęby, niemal od razu krzywiąc się z obrzydzeniem.
- Owoce morza...- jęknęłam, ściągając z pizzy ośmiornicę i oddając ją szatynowi. Chłopak przekrzywił głowę, szczerząc się. Rozejrzałam się po pokoju, a kiedy nie zauważyłam nic szczególnego co mogło rozśmieszyć chłopaka, ponownie na niego spojrzałam. - Co?
- Owoce morza... pamiętasz? Kręgle... rok temu...- szepnął.
     Zamyśliłam się, żując powoli kawałek pizzy, próbując przypomnieć sobie o czym mówił Louis. Kręgle... rok temu? Co robiliśmy rok temu?

''- Państwa pizza- naszą rozmowę przerwała kelnerka, która przyniosła naszą pizzę. Zerknęłam na kobietę, która pożerała Louisa wzrokiem. Uniosłam jedną brew do góry zagryzając wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Dziękujemy- odezwałam się. Kobieta przeniosła na mnie swój wzrok i zwęziła oczy. Mruknęła ciche ''smacznego'' i odeszła.
- Co to było?- zaśmiał się Lou biorąc do ręki jeden kawałek. Wzruszyłam ramionami, robiąc niewinną minę. Spojrzałam na pizzę, niepewnie biorąc do ręki jeden kawałek.
- Nie ma tutaj ośmiornicy?- zapytałam niepewnie odgryzając kawałek.
-Spokojna głowa... na będzie tutaj żadnego ośmionogiego stwora..- zawołał śmiejąc się. Wywróciłam oczami żując ciasto, słuchając opowiadań Lou o przygotowaniach do trasy. Nawet nie miałam pojęcia o nawale pracy przed trasą.
     Zerknęłam na kolejny kawałek pizzy zauważając bladoróżową nogę z czarnymi przyssawkami. skrzywiłam się zdejmując ją i odkładając na talerz. Szatyn spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Małże - okej, ale ośmiornica... już nie- powiedziałam. Louis wywrócił oczami mrucząc pod nosem...''

- Ja... pa-pamiętam- zajęczałam szybko mrugając oczami. Nie mogłam zapomnieć tamtego dnia - wtedy właśnie uświadomiłam sobie jak bardzo mi na nim zależy. Cały czas pamiętam jak się przy nim czułam, jak walczyłam ze swoja zazdrością o Eleanor.- Oszukałeś mnie wtedy.- zaśmiałam się.
- Nieprawda!- zawołał, patrząc na mnie z wyrzutem. - Nie zwróciłaś uwagi na pizze, dopóki na nią nie spojrzałaś. W między czasie zdążyłaś zjeść dwa kawałki! Zupełnie tak samo jak na kręglach, nie skupiałaś się za bardzo.
- Bo mnie rozpraszałeś!- broniłam się. Jak mógł tego nie pamiętać?

''-Lou...- zaczęłam- nie wiem czy wiesz, ale ja nigdy nie byłam na kręglach. Nie umiem w to grać...- zerknęłam na sąsiednie tory, gdzie obcy ludzie rzucali ogromnymi kulami i zbijali stojące na samym końcu kręgle.
- Nie ma problemu, nauczę cię- uśmiechnął się do mnie, biorąc do ręki czerwoną kulę.- Najważniejszy jest zamach. Musisz tylko porządnie się zamachnąć i...- powiedział wyrzucając rękę do tyłu i szybko wypuszczając kulę na tor- upuścić ją, a potem obserwować.
     Uważnie śledziłam wzrokiem tor kuli. Łagodnie szła środkiem toru, zbijając tym samym wszystkie kręgle jakie miała na swojej drodze. 
- Twoja kolej- zawołał podając mi kolejną kulę. Wzięłam ją niepewnie do rąk podchodząc do początku naszego toru. Zagryzłam wargę analizując kolejne ruchy. Nagle poczułam ciepłe, silne dłonie na moich biodrach. Zadrżałam zdając sobie sprawę, że był to Louis. Jego dłonie przez kilka sekund gładziły skórę na moich brzuchu, przesuwając się w górę, aż do ramion. Delikatnie chwycił mnie za prawą rękę przekładając do niej kulę i wkładając moje palce w dziurki, abym mogła ją utrzymać.- A teraz... delikatnie odchyl dłoń do tyłu...- mruknął do mojego ucha, nakierowując moją rękę. Czułam jak moje policzki pieką mnie żywym ogniem. Co ten kretyn ze mną wyprawia?- I... teraz upuść- powiedział, kiedy moja ręka ponownie znalazła się nad torem. Wyswobodziłam palce z kuli, obserwując jak uderza w kręgle, zbijając wszystkie poza jedną. - Brawo! Jak na początek idzie ci doskonale!- zaśmiał się kładąc swoją głowę na moim ramieniu. 
     Uśmiechnęłam się pod nosem zerkając na niego. W tej chwili wyglądał jak małe radosne dziecko, które dostało swoją upragnioną zabawkę. Rzadko go takim widziałam, a powinien częściej się uśmiechać... tak podzielam zdanie miliona fanek, które uważają, że uśmiech Lou jest najpiękniejszy na świecie. 
- Przebijesz mnie?- zmrużyłam oczy obserwując szatyna. Przekrzywił głowę zaciekawiony.
- Rzucasz mi wzywanie?- zapytał poruszając znacząco brwiami. Zaśmiałam się, kiwając głową i podając mu do ręki kulę. Chwilę później pokręciłam głową z niedowierzaniem, widząc śmiejącego się Tomlinosna.- wszystkie zbite... pokonasz mnie?- ukłonił się.
     Wzięłam do ręki kulę i tak jak przed chwilą zrobił to Tommo, puściłam ją na tor. Chwilę później dorównałam wynikiem przyjacielowi. Graliśmy na zmianę przez dwie godziny, aż w końcu Lou oddał ostatni rzut i... wygrał.
- Tak! Wygrałem!- krzyknął podbiegając do mnie i chwytając w pasie.- WYGRAŁEM!!!- wykrzyczał okręcając się ze mną do koła. Zaśmiałam się, mocno chwytając go za szyję i oplatając swoimi nogami jego biodra.
- Puść mnie wariacie- zawołałam przez śmiech. Chłopak pokręcił głową uśmiechając się do mnie łobuzersko. O nie.- Ej Lou... proszę cię wypuść mnie- spojrzałam w jego oczy, mając nadzieję, że to podziała. Szatyn pokręcił przecząco głową.- Dobra... co chcesz w zamian?
- No jak to co? Całusa dla zwycięzcy!- uśmiechnął się, stukając palcem wskazującym w środek policzka. Prychnęłam cicho pod nosem przybliżając się do niego i spełniając jego prośbę.''

- Założę się, że nadal nie potrafisz grać w kręgle - zmarszczyłam brwi, rzucając w niego poduszką. Szatyn długo nie był mi dłużny: chwycił poduszkę Mii odwdzięczając się tym samym. Szybko oboje wciągnęliśmy się w zabawę, próbując pokonać drugiego. W końcu, zaplątałam się o kołdrę, upadając na chłopaka i łącząc nasze usta w pocałunku.

*******
Ale sentymentalnie się zrobiło :')
I co... zaskoczeni, hm? Uwaga, sytuacja z Michelem będzie niedługo wyjaśniona xd

15 komentarzy następny odcinek? Dacie radę?
CHAMSKA REKLAMA :D
ZAPRASZAM NA CONTRACT

niedziela, 11 października 2015

Chapter XIII

Sad Song

ZAPRASZAM NA ''CONTRACT'' KLIK

******

~Alison~

     Zwinnym ruchem zmieniłam bieg, nerwowo zaciskając palce na kierownicy. Wcisnęłam gaz, czując, jak pęd auta powoli się zwiększa, wbijając mnie tym samym w siedzenie. Uwielbiałam to uczucie: czułam się wtedy...wolna. Mrugnęłam światłami, ostrzegając pojazd przede mną, natychmiast go wyprzedzając sąsiednim pasem.
    Wystarczyło kilka sekund, aby na kierownicy pojawiła się kolejna dłoń zakrywając moją. Westchnęłam cicho, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się w górę mojego ciała. Mimowolnie uśmiechnęłam się, zerkając w bok na sylwetkę chłopaka.
- Zwolnij Alison.
     Prychnęłam, posłusznie ściągając nogę z gazu tym samym zwalniając. Droga przede mną, była całkowicie pusta, a fakt, że musiałam zmniejszyć prędkość, tylko mnie irytował. Nie odezwałam się jednak, doskonale wiedząc, że szatyn już jest zdenerwowany, a to, że w obecnej chwili siedział obok mnie było czystym zrządzeniem losu.
     Odchyliłam głowę, przełykając ślinę, i zmieniając pas ruchu. Cisza, która wypełniła wnętrze samochodu, nieco zbiła mnie z tropu. Owszem - ani ja ani Louis nie mieliśmy zbytnio tematów do rozmowy, jednak miałam chociaż nadzieję, że szatyn będzie się starał wyjaśnić sytuację między nami. Przecież... wciąż mu zależało...
- Wiesz, że to dla twojego dobra, prawda? - drgnęłam, kiedy niespodziewanie się odezwał. Wyprostowałam plecy, powoli kiwając głową, tępo wpatrując się w przednią szybę - Alison, chcemy cię chronić. A jeżeli zagraża ci niebezpieczeństwo przez sam udział w wyścigach...
     Westchnęłam, tym samym przerywając chłopakowi. Nieznacznie zwiększyłam prędkość, mijając tabliczkę z napisem ''Londyn''. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w akademiku, bez morałów odprawianych przez Tomlinsona.
- A gdybym kazała ci przestać występować na scenie, zrobiłbyś to?- mruknęłam, skręcając gwałtownie w wąską uliczkę. - Gdyby ktoś powiedział, że możesz zginąć na następnym koncercie - wyszedłbyś i zaśpiewałbyś?
     Louis spojrzał na mnie zagubiony, nie wiedząc co powiedzieć. Prawda była taka, że dla mnie wyścigi były tak samo ważne jak dla niego śpiewanie na scenie. Zbyt długo znałam Lou i doskonale wiedziałam jaka będzie jego odpowiedź. Tak jak alkoholik, nigdy nie zrezygnuje z alkoholu - tak on nie zrezygnuje z występów przed publicznością. To działa jak narkotyk, na początku jest miło, a potem staje się to uzależnieniem. Z dnia na dzień chcesz więcej, czekasz z niecierpliwością, a kiedy w końcu nadchodzi czas, aby spełnić kolejny raz swoje oczekiwania - upijasz się szczęściem i zaczynasz na nowo. Tak działa spełnianie własnych marzeń: dążeniem do nich każdego dnia.
- Nie. Nie zrezygnowałbym.
     Skinęłam głową, skręcając na parking i zatrzymując auto. Klucze ciążyły mi na dłoni, jednak po chwili znalazły się na kolanach chłopaka, który szybko schował je do kieszeni. Wiedział jak ciężkie to dla mnie było. Dobrowolnie oddanie samochodu nigdy nie należało do przyjemnych.
     Trzasnęłam drzwiami, obchodząc auto i szczelnie okrywając się kurtką. Jesień w tym roku była przeraźliwie zimna; czasami żałowałam, że nie wybrałam studiów w Kalifornii, tam przynajmniej było cały czas ciepło.
- Nie miej nam tego za złe - usłyszałam, kiedy zbliżałam się do akademika. - Chcemy twojego dobra.
Na to już za późno, Louis.

~*~

     Głośną muzykę, mogłam usłyszeć już kilka metrów od bractwa, a pijani ludzie powoli wylewali się z domu na ulicę, śpiewając głośno radosne piosenki. Wywróciłam oczami, przedzierając się przez tłum, wzrokiem szukając Michaela i jego kumpli. Już po chwili zauważyłam chłopaka siedzącego w kącie z piwem w ręku i białym woreczkiem w drugiej ręce.
- Alison! - krzyknął chłopak, machając do mnie i wylewając pół butelki piwa. Zmarszczył brwi, odkładając przedmiot, podbiegając do mnie - Jak dobrze, że już jesteś! Masz ochotę na impreeezę?- przeciągnął machając woreczkiem. Skinęłam głową, nie zwracając uwagi na karcące spojrzenie Calum'a. To był mój główny powód przyjścia tutaj - musiałam odreagować. - A gdzie twoja przyjaciółka... Mi...Mi...Mia?
- Jutro ma egzaminy - wzruszyłam ramionami, biorąc od Ashton'a butelkę alkoholu. Smak goryczy przyprawił mnie o wymioty, jednak przełknęłam napój, czekając aż zacznie działać. Rozejrzałam się po pokoju widząc pełno znajomych twarzy, jednych mniej drugich bardziej schlanych. Angielskie imprezy były owiane legendą; to co działo się na kampusie, zostawało na kampusie.
     Impreza rozkręcała się na dobre, kiedy tłum zaczął przenosić się do jednego z pokoju na piętrze. Niezdarnie podniosłam się z kolan Mike'a kierując się razem z nim na piętro. Wypity alkohol z domieszką narkotyków, robił swoje - mogłam w pełni powiedzieć, że jestem w stu procentach wyluzowana.
- Shoty na ciele!
     W oczach Clifforda zauważyłam podekscytowanie, kiedy przepchnęliśmy się na sam początek grupy. Na ziemi, leżały dwie dziewczyny bez koszulek, z limonką w ustach, a dwóch chłopaków znaczyło ścieżkę na ich brzuchu solą. Czerwonowłosy spojrzał na mnie z błyskiem, niemo pytając mnie o zgodę. Zaśmiałam się, zrzucając  siebie bluzkę i kładąc się obok nieznanych mi dziewczyn. Chwilę później drgnęłam, kiedy zimny napój został nalany na mój pępek. Przygryzłam limonkę, rzucając wyzywające spojrzenie Mike'owi, a chłopak uśmiechnął się, zwisając nade mną i całując mój nos.
- Kto pierwszy, wygrywa!- krzyknęła jakaś dziewczyna. - Gotowi, start!
     Chłopak pochylił się, zlizując sól z mojego brzucha, łaskocząc mnie językiem. Zaśmiałam się, kiedy wyssał alkohol z mojego pępka i na samym końcu złączył nasze usta, gryząc limonkę. Zamruczałam zadowolona, kiedy mocniej do mnie przywarł, a tłum wokół nas zaczął wiwatować.
- Wygraliśmy... - szepnął, pomagając mi się podnieść. Mrugnęłam oczami, kładąc głowę na jego ramieniu, czując jak lada chwila odlecę. - Chodźmy stąd księżniczko...- zaśmiał się.
     Powoli wyszliśmy z pomieszczenia, kierując się do pokoju chłopaka, który starannie został zamknięty na klucz. Oparłam się plecami o pierś chłopaka, czując jego rosnącą erekcję na dole moich pleców. Zmrużyłam oczy, wiercąc się, przez co chłopak zamarł, gwałtownie wciągając powietrze. Chwyciłam rękę Mike'a wciągając go do pokoju i głośno trzaskając drzwiami. Nikt nie miał prawa nam teraz przeszkodzić.

*******
Jestem, żyję, nigdzie się nie ruszam.
Przepraszam, że nie było tydzień temu odcinka, jednak 3 klasa LO nie jest tak fajna... -.- Musiałam siedzieć i się uczyć na ten tydzień. 
Jak mijaWam dzień? I jak w szkole? Ktoś jeszcze pisze ze mną maturę? Powiem tylko, że wybrałam cztery przedmioty rozszerzone... chyba mnie popieprzyło.
W środę mam wewnętrzny na prawko :) Marnie to czuję, jeszcze nie zdałam ani jednego testu....
A tak apropo... Louis czy Michael?

ZAPRASZAM NA ''CONTRACT'' KLIK

10 komentarzy - next!