****
~Louis~
Alison odzyskała przytomność dwa dni temu, a ja od tamtego czasu starałem się przemówić jej do rozsądku. Kredowobiała twarz Nialla, kiedy zobaczył ciało Al na noszach, śni mi się co noc. Ja sam byłem przerażony tym co stało się zaledwie kilka dni temu, a co dopiero Horan. Obiecał rodzicom, że będzie miał pod opieką dziewczynę, a póki co znajdujemy się w szpitalu.

Kiedy drzwi windy rozsunęły się z cichym - irytującym - dźwiękiem, wybiegłem z nich, schylając głowę jak najbardziej. Flesze aparatów i odgłosy krzyków uniemożliwiały mi swobodne przejście, mimo to nadal parłem w zaparte. Po poniżająco długim czasie - i kilkaset zrobionych zdjęciach - siedziałem w swoim samochodzie, starając się nie rozjechać żadnego z dziennikarzyny. Dopiero na głównej drodze odetchnąłem z ulgą.
Media dowiedziały się o wypadku Alison - a jakże. Na szczęście, lub nie, znali tylko część historii. Fragment opowiadający o wyścigach został solidnie zatuszowany. Przez kogo? Podejrzewam Ricka. Cel został osiągnięty, a Ali w żaden sposób nie miała być związana z rzeczywistą sprawą. Nie miałem pojęcia jak to osiągnęli - w sumie wolałem tego nawet nie wiedzieć.
Nie spuszczając wzroku z drogi, odblokowałem telefon, wybierając numer, który zdecydowanie zbyt często pojawiał się w moich kontaktach, ostatnimi czasy. Zawahałem się przez chwilę, w końcu przykładając urządzenie do ucha.
- Tak? - drgnąłem. Nie spodziewałem się, że odbierze tak szybko.- Za ile?
- Pięć minut...- mruknąłem nie dziwiąc się pytaniem przyjaciela. Znał mnie tyle lat i doskonale wiedział co potrzebuje w danej chwili.

To co robiłem nie było dobre. Gdyby management dowiedział się o tym, byłbym skończony, jednak wizja wyrzucenia z zespołu nie była na tyle realna abym zmienił swoje zdanie. Potrzebowałem odskoczni. Czegoś, dzięki czemu mogłem na nowo myśleć, uspokoić się. A jeżeli nie było innego sposobu... to nie była moja wina.
Skręciłem kierownicą, wjeżdżając na podjazd domu Malika. Nie musiałem się wysilać - chłopak jakby wyczuł, że już jestem i otworzył bramę. Albo zobaczył przez kamerkę. Zignorowałem uczucie winy, które odezwało się z chwilą, kiedy wysiadłem z auta. Nie mogłem cały czas myśleć o Alison - nie ważne było to co ona chce. W tej chwili liczyłem się tylko JA.
-Tommo! - wywróciłem oczami, podchodząc do kumpla i przybijając z nim piątkę. - Dobrze, że jesteś, już wszystko przygotowane.
Wszedłem do środka, zrzucając buty przy progu i od razu kierując się w stronę salonu. Kącki moich ust uniosły się kiedy zauważyłem przygotowane już skręty, leżące na stole. Zabawę czas zacząć.
~*~
- I jak z nią?
Przechyliłem głowę, wpatrując się w biały sufit, próbując zebrać myśli. Dopiero po dłuższej chwili byłem wstanie coś powiedzieć.

- Jest jeszcze szczeniakiem...- mruknął opierając się o fotel - Nie wie co się stanie, kiedy się rozjedzie. Ma w dupie to, że ktoś się o nią martwi. Taka prawda.
W milczeniu pokiwałem głową zaciągając się. Narkotyk już dawno przejął nade mną kontrolę, a głowa robiła się coraz ''lżejsza''. Nie liczyło się dla mnie nic oprócz uczucia spokoju, które – chcąc, nie chcąc - osiągnąłem zupełnie inaczej, niż mogłem to zrobić jeszcze rok temu.
- Stary... powiedz mi jedno - pochyliłem się opierając łokcie o kolana. Mętnym wzrokiem spojrzałem na ledwo siedzącego przyjaciela - Dlaczego tak bardzo mi na niej zależy? Przecież dała mi jasno do zrozumienia, że ma mnie w dupie. Czemu tak mnie do niej ciągnie? - nie musiałem się tłumaczyć. Zayn doskonale wiedział o kogo mi chodziło.
Powoli wypuścił dym ze skręta i gasząc go na własnej skórze. Następnie podniósł się, wyciągając ze spodni biały woreczek i rzucając go na sam środek stolika. Czułem rosnące podekscytowanie, nie mogłem oderwać oczu od proszku. Ręka Mulata, wysypała jego zawartość, aby po kilku sekundach oddzielić dziesięć równych, podłużnych kresek. Bez słowa zsunąłem się z fotela, kucając obok sylwetki, pochylającego się chłopaka. Długo nie musiałem czekać - kiedy tylko się odsunął, chwyciłem zwinięty w rulon banknot, wciągając biały proszek.

Malik przybliżył się do mnie, wieszając na moim ramieniu. Nieprzygotowany na taki ciężar, obaj upadliśmy na podłogę, śmiejąc się. Oparłem głowę na piersi przyjaciela, wzdychając głęboko. Czułem się... wolny. Nareszcie wolny.
- Kochasz ją. - mruknął do mojego ucha. Zamrugałem zdezorientowany, nie rozumiejąc o co mu chodziło. Kogo ja kochałem? - Kochasz Alison, głupku. Nadal ją kochasz.
Alison...
*******
Tabum tsss! Zayn nareszcie jest w opowiadaniu, kto zanim tęsknił? :')
Odcinek XI dodany jest na nowo i w lepszym stanie :D
Jak mija wam rok szkolny? Bo ja nie mam gdzie ręce włożyć - tyle roboty.
Zapraszam na dwa pozostałe blogi: wczoraj dodane zostały nowe odcinki!
Smaczego!
+ MAM NARESZCIE LAPTOP! KONIEC Z PISANIEM NA TABLECIE!
Nawet nie macie pojęcia jak szybko się pisze na laptopie... Na tablecie miałabym dopiero połowę :P
Świetny rozdział!! Cieszę się, że jest Zayn. <3
OdpowiedzUsuńNo chyba nie.
OdpowiedzUsuńWracam ja i przepraszam.
Czuję, że jako jedyna trzymam stronę Ali. Nawet ty chciałaś ją zabić!
Nie myśl, że zapomniałam o tobie Lou, ty dupku.
Najebać się i zapomnieć.
Mógłbys się jebać miłością z Al, ale po co.
Jezu Zi jeden mówi prawdę, thank u!
A co do ciebie miś, matmą się nie przejmuj, jest dla idiotów.
xxAlex
Świetną część :)
OdpowiedzUsuńKiedy następna?
Pozdrawiam Julia