niedziela, 25 października 2015

Chapter XV


*******

~Alison ~

        - Co to jest?
     Niechętnie otworzyłam oczy, spoglądając na chłopaka który jeszcze kilka chwil temu bawił się moimi włosami. Spuściłam wzrok na ramię, szukając rzeczy, która wytrąciła szatyna z równowagi, czując jak krew momentalnie odpływa z mojej twarzy. Cholera, cholera, cholera...!
        - To...nic takiego - mruknęłam, odsuwając się. Louis zmrużył oczy, chwytając mnie za rękę i przysuwając z powrotem do siebie. Odgarnął włosy, wpatrując się w niewielkiego siniaka, znajdującego się na mojej szyi. - Louis...!
        - Kto ci to zrobił? - zapytał po chwili ciszy. Z jego oczu zniknęły radosne iskierki, a on sam zmarkotniał. Pokręciłam głową, wyrywając się z uścisku chłopaka i podchodząc do okna. Nie miałam zamiaru tłumaczyć się z tego co robiłam. Rozumiem, gdyby zapytał o to Niall, a Louis jest dla mnie nikim. Kiedyś, być może, był dla mnie ważny, ale teraz... to się już nie liczy. - Alison, skąd masz tą cholerną malinkę na ciele?!
     Drgnęłam, nieprzygotowana na jego wybuch. Westchnęłam cicho, odwracając się twarzą do szatyna, zaglądając w jego niebieskie oczy.
        - Michael ją zrobił, kilka dni temu.
     Czy widziałam kiedyś osobę, która na moich oczach, traciła chęć do życia? Raz. I tą osobą był Louis. Dosłownie czułam, jak jego ciało wypełnił oszałamiający ból, wypowiedzianymi słowami. Widziałam jak kolory odpływały z jego twarzy, a na ich miejsce wpływa fala żalu i smutku. To był najgorszy widok na świecie.
     Chłopak jęknął żałośnie kryjąc twarz w dłoniach. Niepewnie wpatrywałam się w jego pochyloną sylwetkę, nie rozumiejąc co właściwie się dzieje. Nagły smutek chłopaka wyprowadził mnie z równowagi; nie wiedziałam dlaczego tak bardzo się tym wszystkim przejął.
ashley benson, gif, hanna marin, pll, pretty little liars     Kilka sekund później, Tomlinson poderwał się na równe nogi i bez słowa pożegnania wybiegł z pokoju, potrącając w progu Mię. Zaskoczona cofnęła się o kilka kroków, spoglądając na mnie z niemym pytaniem w oczach. Machnęłam ręką w geście rezygnacji, siadając na łóżku, decydując się na przerobienie notatek na jutrzejszy egzamin.
     Zachowanie Louisa, nie dawało mi jednak spokoju. Nie byłam głupia - wiedziałam, że poczuł się urażony informacją o Michaelu, jednak nie miał podstaw aby zachowywać się w ten sposób. Nie byliśmy w związku, a co za tym idzie, mogliśmy robić co chcemy, bez obawy o konsekwencje ze strony drugiego.
    Oparłam głowę na złączonych dłoniach, tępo wpatrując się w szatynkę, w myśli odliczając od dziesięciu. Mia, mogła mi pomóc, w końcu studiowała psychologię a w tej chwili umysł Tomlinsona mogła ogarnąć tylko ona. O ironio....
        - Przespałam się z Michaelem. - wypaliłam.
     Dziewczyna znieruchomiała, powoli unosząc wzrok i spoglądając na moją poważną twarz. Opadła na łóżko, nie spuszczając ze mnie wzroku, powoli analizując to co powiedziałam. Uniosła brwi  w zaskoczeniu, ponaglając mnie gestem.
        - Całowałam się z Louisem - jęknęłam żałośnie, zasłaniając poduszką twarz.
        - Zauważył malinkę... - stwierdziła, karcąco spoglądając na powoli znikający ślad. Skinęłam głową, mając nadzieję, że zauważyła ruch mimo białego materiału. - Nie dziwię się, że stąd wybiegł. To był jak policzek.
Tak, cholera.
     Odsunęłam puch od twarzy, spoglądając na Mię. Dziewczyna westchnęła ciężko, prostując się i zakładając nogę na nogę. Oho, będzie wykład.
        - Mówiłaś, że rok temu powiedział ci, że cię kocha. Potem wyjechał i wrócił do swojej byłej - zaczęła wyliczać zginając powoli palce - Nie odzywał się, nie pisał, potem NAGLE pojawił się tutaj, wlepiając w ciebie oczy i prawie dostając erekcji na twój widok - skrzywiłam się nieznacznie słysząc jej porównanie. Tonkin nie zrażona tym, ciągnęła dalej - Troszczy się o ciebie, lata za tobą jak idiota, daje sobą pomiatać. Nic ci to nie mówi?
     Pokręciłam głową, uderzając głową w ścianę za mną. Byłam w czarnej dupie.
        - On cię nadal kocha, Alison! - zachłysnęłam się śliną, plując nią we wszystkie strony. - Nie mów, że tego nie zauważyłaś! - dziewczyna warknęła w moją stronę.
     To niemożliwe, aby Louis był we mnie zakochany. Wrócił do Eleanor! Zabawił się mną, bawił się moimi uczuciami. To, że teraz ze mną przebywał było tylko jego obowiązkiem. Zresztą, gdyby faktycznie coś do mnie czuł, to czy teraz by uciekł? Uciekłby po naszym pocałunku?
         - Czuł się upokorzony. - dodała po chwili, odpowiadając na moje niezadane pytanie. - On cię kocha Alison, Całowaliście się, przez co miał nadzieję, na to, że znowu będziecie razem. Nagle dowiaduje się, że inny chłopak cię dotykał, że oddałaś się innemu. Louis nie jest głupi: wiedział, że ta malinka jest skutkiem czegoś większego. Miał tylko nadzieję... że zaprzeczysz. A ty potwierdziłaś jego obawy.

~*~

     Kolejne dni, zlewały się ze sobą tworząc jeden wielki bałagan w mojej głowie. Od czasu incydentu w moim pokoju, Louis nie odezwał się ani nie pokazał. Powoli słowa Mii zaczynały do mnie docierać, jednak nadal trudno było mi w nie uwierzyć. Miałam wiele pytań, na które odpowiedzi mógł udzielić mi tylko Tomlinson, jednak ten postanowił mnie ignorować.
     Koniec tygodnia zbliżał się wielkimi krokami, a z tym wiązała się kolejna impreza w bractwie. Tym razem miałam zamiar iść na nią razem z Mią - miałam nadzieję, że dziewczyna uchroni mnie przed głupstwami jakie wpadną nam do głowy.
     Równo o dziewiątej wieczorem, obydwie wyszłyśmy z akademika, kierując się w stronę bractwa. Już kilka metrów dalej można było usłyszeć głośno grającą muzykę. Uśmiechnęłam się, wchodząc po schodach i nurkując w tłumie spoconych ciał.
     Pierwsza osoba, która rzuciła mi się w oczy, był Ashton, tańczący na stole do piosenki Nicki Minaj. Chłopak pozbył się górnej części garderoby, ukazując swoje tatuaże i umięśnioną klatkę piersiową. Ludzie (głównie dziewczyny) wydali z siebie radosny krzyk, kiedy blondyn powoli ściągał spodnie. Zaśmiałam się obserwując dziki taniec jaki przy tym wykonywał. Bez wątpienia był pijany.
     Ominęłam zbiorowisko, kątem oka widząc jak Mia rozmawia ze swoją koleżanką z wydziału. Odetchnęłam z ulgą, wchodząc do kuchni i chwytając jedną z ostatnich butelek piwa. Zdecydowanie byłam zbyt trzeźwa.
   Jakiś czas później, kiedy przetańczyłam kilka kolejnych piosenek, poczułam jak ktoś chwyta mnie za biodra i przyciąga do swojego ciała. Jęknęłam czując na plecach rosnąca erekcję chłopaka. Obróciłam się, lekko unosząc głowę do góry, od razu uśmiechając się na widok znajomej twarzy.
        - Czujesz jak na mnie działasz? - szepnął do mojego ucha, lekko je przygryzając. Jęknęłam w odpowiedzi, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. - Może coś z tym zrobimy?- Zmrużyłam oczy, chwytając rękę Clifforda, ciągnąc go w stronę korytarza. Nie zwracałam uwagi na mijanych przez nas ludzi, jedyne co się dla mnie liczyło to pomieszczenie na samym jego końcu. W końcu nacisnęłam metalową klamkę, i wepchnęłam do środka chłopaka.
     Sekundę po zamknięciu drzwi, zostałam do nich przyciśnięta, zaś chłopak wpił się w moje usta. Zarzuciłam ręce na jego szyję, przyciągając go bliżej siebie. Jęknęłam cicho, kiedy dłonie blondyna znalazły się na moich pośladkach ściskając je. Podskoczyłam, owijając nogi wokół pasa, wiercąc się, chcąc jeszcze bardziej go pobudzić.
     Zsunęłam się, powoli zjeżdżając ręką do rozporka spodni, rozsuwając go i ściągając spodnie razem z bokserkami ze szczupłych ud. Powoli uklękłam i wpatrując się w rozszerzone źrenice blondyna, chwyciłam jego penisa. Nie musiałam długo czekać na reakcję, już po chwili z jego gardła wydobył się przeciągły jęk. Uśmiechnęłam się, składając delikatny pocałunek na samym czubku i szybko wkładając go do ust. Zassałam policzki, czując jak chłopak chwyta moje włosy, ciągnąc za nie. Jęknęłam cicho, wysuwając pulsującego penisa ze swoich ust, przejeżdżając dłonią wzdłuż całej długości.  Uniosłam głowę, krzyżując spojrzenie z szarymi tęczówkami, ostatni raz biorąc biorąc go do ust i zlizując kilka słonych kropelek, aż w końcu poczułam jak chłopak spuszcza się do mojego gardła. Oblizałam usta, podnosząc się z kolan i składając krótki pocałunek na spuchniętych od pocałunków wargach.
        - Byłaś taka dobra, kochanie...- jęknął, przygryzając moje usta. Uśmiechnęłam się, wychodząc z łazienki i poprawiając roztrzepane włosy.
     Chwyciłam czerwony kubeczek, leżący nieopodal wejścia, wpatrując się w tańczący tłum, ignorując osoby znajdujące się obok mnie. Jęknęłam zrezygnowana kiedy ktoś wyszarpnął z mojej ręki plastik i w dość szybkim tempie wyprowadził z budynku. Szarpałam się, jednak dość szybko zrezygnowałam z tego czując narastające mdłości. Mój porywacz w końcu zauważył stan w którym się znajdowałam, gdyż, przerzucił mnie przez ramię. Zaciągnęłam się perfumami, zastanawiając się skąd wydają mi się tak bardzo znajome.
1d, directioners, famous, gif, louis, louis tomlinson, one directionLouis... 
      Ocknęłam się, kiedy chłopak delikatnie położył mnie na łóżku. Chwyciłam go za koszulkę, łącząc nasze usta i przerzucając nas, abym mogła usiąść na jego biodrach. Szatyn warknął cicho, kiedy zaczęłam się całować jego szyję. Przymknęłam oczy, zjeżdżając ręką na krocze Lou, powoli rozpinając rozporek. Tomlinson znieruchomiał, jednak nim zdążyłam odpiąć guzik, znowu zostałam przyciśnięta do pościeli.
        - Alison, oszalałaś. - powiedział, trzymając moje nadgarstki w mocnym uścisku - Przestań! - krzyknął, kiedy ponownie zaczęłam całować jego szyję.
        - Nie podobam ci się? - zapytałam, czując jak kąciki moich ust zaczynają szczypać - Mike nie narzekał, kiedy mu obciągałam... - zaszlochałam.
     Szatyn westchnął cicho, ścierając łzy z mojego policzka.
        - Nie mogę tego zrobić Ali - powiedział, gładząc mój policzek. Był zdenerwowany.
        - Dlaczego?!
        - Ponieważ cię kocham do cholery!

********
I jak? Nie poprawione, gify i muzykę dodam jutro.
Zabijecie mnie, doskonale o tym wiem xd

15 komentarzy - next

niedziela, 18 października 2015

Chapter XIV


ZAPRASZAM NA CONTRACT

~Alison~

     Trzasnęłam drzwiami siadając na łóżku i z głośnym jękiem opadając na pościel. Torebka, która jeszcze kilka chwil temu wisiała na krześle, przeciążyła przedmiot spadając z głośnym hukiem na podłogę. Zmarszczyłam brwi spoglądając na czarny materiał, ostatecznie wzruszając ramionami. Chwilę później po pomieszczeniu rozniosło się głośne pukanie do drzwi. Warknęłam cicho, wstając i szurając stopami, otworzyłam je, gromiąc spojrzeniem postać stojącą za nimi.
- Louis. Czego chcesz?- mruknęłam zrezygnowana, ponownie opadając na łóżko. Byłam zbyt zmęczona, aby kłócić się z szatynem. Wiedziałam, że Niall nie do końca mi ufał. Wiedział o wszystkich wygranych wyścigach i nagrodach jakie za nie dostawałam - miał prawo sądzić, że lada chwila wsiądę do samochodu i pojadę po kolejną wygraną.
- Niall mnie przysłał - rzucił, kładąc wielkie kartonowe pudełko z pizzą na biurku. Zmrużyłam oczy, uważnie skanując jego sylwetkę. Coś mi nie pasowało. - A jak zjemy, idziemy na basen.
       Prychnęłam głośno, kiwając z powątpiewaniem głową. Nie było nawet mowy o tym, abym gdziekolwiek z nim wyszła lub co gorsza: poszła na basen. Wyciągałam rękę, sięgając po jeden kawałek i zanurzając w nim zęby, niemal od razu krzywiąc się z obrzydzeniem.
- Owoce morza...- jęknęłam, ściągając z pizzy ośmiornicę i oddając ją szatynowi. Chłopak przekrzywił głowę, szczerząc się. Rozejrzałam się po pokoju, a kiedy nie zauważyłam nic szczególnego co mogło rozśmieszyć chłopaka, ponownie na niego spojrzałam. - Co?
- Owoce morza... pamiętasz? Kręgle... rok temu...- szepnął.
     Zamyśliłam się, żując powoli kawałek pizzy, próbując przypomnieć sobie o czym mówił Louis. Kręgle... rok temu? Co robiliśmy rok temu?

''- Państwa pizza- naszą rozmowę przerwała kelnerka, która przyniosła naszą pizzę. Zerknęłam na kobietę, która pożerała Louisa wzrokiem. Uniosłam jedną brew do góry zagryzając wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Dziękujemy- odezwałam się. Kobieta przeniosła na mnie swój wzrok i zwęziła oczy. Mruknęła ciche ''smacznego'' i odeszła.
- Co to było?- zaśmiał się Lou biorąc do ręki jeden kawałek. Wzruszyłam ramionami, robiąc niewinną minę. Spojrzałam na pizzę, niepewnie biorąc do ręki jeden kawałek.
- Nie ma tutaj ośmiornicy?- zapytałam niepewnie odgryzając kawałek.
-Spokojna głowa... na będzie tutaj żadnego ośmionogiego stwora..- zawołał śmiejąc się. Wywróciłam oczami żując ciasto, słuchając opowiadań Lou o przygotowaniach do trasy. Nawet nie miałam pojęcia o nawale pracy przed trasą.
     Zerknęłam na kolejny kawałek pizzy zauważając bladoróżową nogę z czarnymi przyssawkami. skrzywiłam się zdejmując ją i odkładając na talerz. Szatyn spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Małże - okej, ale ośmiornica... już nie- powiedziałam. Louis wywrócił oczami mrucząc pod nosem...''

- Ja... pa-pamiętam- zajęczałam szybko mrugając oczami. Nie mogłam zapomnieć tamtego dnia - wtedy właśnie uświadomiłam sobie jak bardzo mi na nim zależy. Cały czas pamiętam jak się przy nim czułam, jak walczyłam ze swoja zazdrością o Eleanor.- Oszukałeś mnie wtedy.- zaśmiałam się.
- Nieprawda!- zawołał, patrząc na mnie z wyrzutem. - Nie zwróciłaś uwagi na pizze, dopóki na nią nie spojrzałaś. W między czasie zdążyłaś zjeść dwa kawałki! Zupełnie tak samo jak na kręglach, nie skupiałaś się za bardzo.
- Bo mnie rozpraszałeś!- broniłam się. Jak mógł tego nie pamiętać?

''-Lou...- zaczęłam- nie wiem czy wiesz, ale ja nigdy nie byłam na kręglach. Nie umiem w to grać...- zerknęłam na sąsiednie tory, gdzie obcy ludzie rzucali ogromnymi kulami i zbijali stojące na samym końcu kręgle.
- Nie ma problemu, nauczę cię- uśmiechnął się do mnie, biorąc do ręki czerwoną kulę.- Najważniejszy jest zamach. Musisz tylko porządnie się zamachnąć i...- powiedział wyrzucając rękę do tyłu i szybko wypuszczając kulę na tor- upuścić ją, a potem obserwować.
     Uważnie śledziłam wzrokiem tor kuli. Łagodnie szła środkiem toru, zbijając tym samym wszystkie kręgle jakie miała na swojej drodze. 
- Twoja kolej- zawołał podając mi kolejną kulę. Wzięłam ją niepewnie do rąk podchodząc do początku naszego toru. Zagryzłam wargę analizując kolejne ruchy. Nagle poczułam ciepłe, silne dłonie na moich biodrach. Zadrżałam zdając sobie sprawę, że był to Louis. Jego dłonie przez kilka sekund gładziły skórę na moich brzuchu, przesuwając się w górę, aż do ramion. Delikatnie chwycił mnie za prawą rękę przekładając do niej kulę i wkładając moje palce w dziurki, abym mogła ją utrzymać.- A teraz... delikatnie odchyl dłoń do tyłu...- mruknął do mojego ucha, nakierowując moją rękę. Czułam jak moje policzki pieką mnie żywym ogniem. Co ten kretyn ze mną wyprawia?- I... teraz upuść- powiedział, kiedy moja ręka ponownie znalazła się nad torem. Wyswobodziłam palce z kuli, obserwując jak uderza w kręgle, zbijając wszystkie poza jedną. - Brawo! Jak na początek idzie ci doskonale!- zaśmiał się kładąc swoją głowę na moim ramieniu. 
     Uśmiechnęłam się pod nosem zerkając na niego. W tej chwili wyglądał jak małe radosne dziecko, które dostało swoją upragnioną zabawkę. Rzadko go takim widziałam, a powinien częściej się uśmiechać... tak podzielam zdanie miliona fanek, które uważają, że uśmiech Lou jest najpiękniejszy na świecie. 
- Przebijesz mnie?- zmrużyłam oczy obserwując szatyna. Przekrzywił głowę zaciekawiony.
- Rzucasz mi wzywanie?- zapytał poruszając znacząco brwiami. Zaśmiałam się, kiwając głową i podając mu do ręki kulę. Chwilę później pokręciłam głową z niedowierzaniem, widząc śmiejącego się Tomlinosna.- wszystkie zbite... pokonasz mnie?- ukłonił się.
     Wzięłam do ręki kulę i tak jak przed chwilą zrobił to Tommo, puściłam ją na tor. Chwilę później dorównałam wynikiem przyjacielowi. Graliśmy na zmianę przez dwie godziny, aż w końcu Lou oddał ostatni rzut i... wygrał.
- Tak! Wygrałem!- krzyknął podbiegając do mnie i chwytając w pasie.- WYGRAŁEM!!!- wykrzyczał okręcając się ze mną do koła. Zaśmiałam się, mocno chwytając go za szyję i oplatając swoimi nogami jego biodra.
- Puść mnie wariacie- zawołałam przez śmiech. Chłopak pokręcił głową uśmiechając się do mnie łobuzersko. O nie.- Ej Lou... proszę cię wypuść mnie- spojrzałam w jego oczy, mając nadzieję, że to podziała. Szatyn pokręcił przecząco głową.- Dobra... co chcesz w zamian?
- No jak to co? Całusa dla zwycięzcy!- uśmiechnął się, stukając palcem wskazującym w środek policzka. Prychnęłam cicho pod nosem przybliżając się do niego i spełniając jego prośbę.''

- Założę się, że nadal nie potrafisz grać w kręgle - zmarszczyłam brwi, rzucając w niego poduszką. Szatyn długo nie był mi dłużny: chwycił poduszkę Mii odwdzięczając się tym samym. Szybko oboje wciągnęliśmy się w zabawę, próbując pokonać drugiego. W końcu, zaplątałam się o kołdrę, upadając na chłopaka i łącząc nasze usta w pocałunku.

*******
Ale sentymentalnie się zrobiło :')
I co... zaskoczeni, hm? Uwaga, sytuacja z Michelem będzie niedługo wyjaśniona xd

15 komentarzy następny odcinek? Dacie radę?
CHAMSKA REKLAMA :D
ZAPRASZAM NA CONTRACT

niedziela, 11 października 2015

Chapter XIII

Sad Song

ZAPRASZAM NA ''CONTRACT'' KLIK

******

~Alison~

     Zwinnym ruchem zmieniłam bieg, nerwowo zaciskając palce na kierownicy. Wcisnęłam gaz, czując, jak pęd auta powoli się zwiększa, wbijając mnie tym samym w siedzenie. Uwielbiałam to uczucie: czułam się wtedy...wolna. Mrugnęłam światłami, ostrzegając pojazd przede mną, natychmiast go wyprzedzając sąsiednim pasem.
    Wystarczyło kilka sekund, aby na kierownicy pojawiła się kolejna dłoń zakrywając moją. Westchnęłam cicho, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się w górę mojego ciała. Mimowolnie uśmiechnęłam się, zerkając w bok na sylwetkę chłopaka.
- Zwolnij Alison.
     Prychnęłam, posłusznie ściągając nogę z gazu tym samym zwalniając. Droga przede mną, była całkowicie pusta, a fakt, że musiałam zmniejszyć prędkość, tylko mnie irytował. Nie odezwałam się jednak, doskonale wiedząc, że szatyn już jest zdenerwowany, a to, że w obecnej chwili siedział obok mnie było czystym zrządzeniem losu.
     Odchyliłam głowę, przełykając ślinę, i zmieniając pas ruchu. Cisza, która wypełniła wnętrze samochodu, nieco zbiła mnie z tropu. Owszem - ani ja ani Louis nie mieliśmy zbytnio tematów do rozmowy, jednak miałam chociaż nadzieję, że szatyn będzie się starał wyjaśnić sytuację między nami. Przecież... wciąż mu zależało...
- Wiesz, że to dla twojego dobra, prawda? - drgnęłam, kiedy niespodziewanie się odezwał. Wyprostowałam plecy, powoli kiwając głową, tępo wpatrując się w przednią szybę - Alison, chcemy cię chronić. A jeżeli zagraża ci niebezpieczeństwo przez sam udział w wyścigach...
     Westchnęłam, tym samym przerywając chłopakowi. Nieznacznie zwiększyłam prędkość, mijając tabliczkę z napisem ''Londyn''. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w akademiku, bez morałów odprawianych przez Tomlinsona.
- A gdybym kazała ci przestać występować na scenie, zrobiłbyś to?- mruknęłam, skręcając gwałtownie w wąską uliczkę. - Gdyby ktoś powiedział, że możesz zginąć na następnym koncercie - wyszedłbyś i zaśpiewałbyś?
     Louis spojrzał na mnie zagubiony, nie wiedząc co powiedzieć. Prawda była taka, że dla mnie wyścigi były tak samo ważne jak dla niego śpiewanie na scenie. Zbyt długo znałam Lou i doskonale wiedziałam jaka będzie jego odpowiedź. Tak jak alkoholik, nigdy nie zrezygnuje z alkoholu - tak on nie zrezygnuje z występów przed publicznością. To działa jak narkotyk, na początku jest miło, a potem staje się to uzależnieniem. Z dnia na dzień chcesz więcej, czekasz z niecierpliwością, a kiedy w końcu nadchodzi czas, aby spełnić kolejny raz swoje oczekiwania - upijasz się szczęściem i zaczynasz na nowo. Tak działa spełnianie własnych marzeń: dążeniem do nich każdego dnia.
- Nie. Nie zrezygnowałbym.
     Skinęłam głową, skręcając na parking i zatrzymując auto. Klucze ciążyły mi na dłoni, jednak po chwili znalazły się na kolanach chłopaka, który szybko schował je do kieszeni. Wiedział jak ciężkie to dla mnie było. Dobrowolnie oddanie samochodu nigdy nie należało do przyjemnych.
     Trzasnęłam drzwiami, obchodząc auto i szczelnie okrywając się kurtką. Jesień w tym roku była przeraźliwie zimna; czasami żałowałam, że nie wybrałam studiów w Kalifornii, tam przynajmniej było cały czas ciepło.
- Nie miej nam tego za złe - usłyszałam, kiedy zbliżałam się do akademika. - Chcemy twojego dobra.
Na to już za późno, Louis.

~*~

     Głośną muzykę, mogłam usłyszeć już kilka metrów od bractwa, a pijani ludzie powoli wylewali się z domu na ulicę, śpiewając głośno radosne piosenki. Wywróciłam oczami, przedzierając się przez tłum, wzrokiem szukając Michaela i jego kumpli. Już po chwili zauważyłam chłopaka siedzącego w kącie z piwem w ręku i białym woreczkiem w drugiej ręce.
- Alison! - krzyknął chłopak, machając do mnie i wylewając pół butelki piwa. Zmarszczył brwi, odkładając przedmiot, podbiegając do mnie - Jak dobrze, że już jesteś! Masz ochotę na impreeezę?- przeciągnął machając woreczkiem. Skinęłam głową, nie zwracając uwagi na karcące spojrzenie Calum'a. To był mój główny powód przyjścia tutaj - musiałam odreagować. - A gdzie twoja przyjaciółka... Mi...Mi...Mia?
- Jutro ma egzaminy - wzruszyłam ramionami, biorąc od Ashton'a butelkę alkoholu. Smak goryczy przyprawił mnie o wymioty, jednak przełknęłam napój, czekając aż zacznie działać. Rozejrzałam się po pokoju widząc pełno znajomych twarzy, jednych mniej drugich bardziej schlanych. Angielskie imprezy były owiane legendą; to co działo się na kampusie, zostawało na kampusie.
     Impreza rozkręcała się na dobre, kiedy tłum zaczął przenosić się do jednego z pokoju na piętrze. Niezdarnie podniosłam się z kolan Mike'a kierując się razem z nim na piętro. Wypity alkohol z domieszką narkotyków, robił swoje - mogłam w pełni powiedzieć, że jestem w stu procentach wyluzowana.
- Shoty na ciele!
     W oczach Clifforda zauważyłam podekscytowanie, kiedy przepchnęliśmy się na sam początek grupy. Na ziemi, leżały dwie dziewczyny bez koszulek, z limonką w ustach, a dwóch chłopaków znaczyło ścieżkę na ich brzuchu solą. Czerwonowłosy spojrzał na mnie z błyskiem, niemo pytając mnie o zgodę. Zaśmiałam się, zrzucając  siebie bluzkę i kładąc się obok nieznanych mi dziewczyn. Chwilę później drgnęłam, kiedy zimny napój został nalany na mój pępek. Przygryzłam limonkę, rzucając wyzywające spojrzenie Mike'owi, a chłopak uśmiechnął się, zwisając nade mną i całując mój nos.
- Kto pierwszy, wygrywa!- krzyknęła jakaś dziewczyna. - Gotowi, start!
     Chłopak pochylił się, zlizując sól z mojego brzucha, łaskocząc mnie językiem. Zaśmiałam się, kiedy wyssał alkohol z mojego pępka i na samym końcu złączył nasze usta, gryząc limonkę. Zamruczałam zadowolona, kiedy mocniej do mnie przywarł, a tłum wokół nas zaczął wiwatować.
- Wygraliśmy... - szepnął, pomagając mi się podnieść. Mrugnęłam oczami, kładąc głowę na jego ramieniu, czując jak lada chwila odlecę. - Chodźmy stąd księżniczko...- zaśmiał się.
     Powoli wyszliśmy z pomieszczenia, kierując się do pokoju chłopaka, który starannie został zamknięty na klucz. Oparłam się plecami o pierś chłopaka, czując jego rosnącą erekcję na dole moich pleców. Zmrużyłam oczy, wiercąc się, przez co chłopak zamarł, gwałtownie wciągając powietrze. Chwyciłam rękę Mike'a wciągając go do pokoju i głośno trzaskając drzwiami. Nikt nie miał prawa nam teraz przeszkodzić.

*******
Jestem, żyję, nigdzie się nie ruszam.
Przepraszam, że nie było tydzień temu odcinka, jednak 3 klasa LO nie jest tak fajna... -.- Musiałam siedzieć i się uczyć na ten tydzień. 
Jak mijaWam dzień? I jak w szkole? Ktoś jeszcze pisze ze mną maturę? Powiem tylko, że wybrałam cztery przedmioty rozszerzone... chyba mnie popieprzyło.
W środę mam wewnętrzny na prawko :) Marnie to czuję, jeszcze nie zdałam ani jednego testu....
A tak apropo... Louis czy Michael?

ZAPRASZAM NA ''CONTRACT'' KLIK

10 komentarzy - next!