niedziela, 29 listopada 2015

Podsumowanie

- Nie wierzę, że to już koniec - zawołałam, publikując ostatni odcinek. Powinnam się Wam przedstawić. Nazywam się Karolina, bardziej znacie mnie pod pseudonimem CharlieTH. Mam 18 lat i w tym roku piszę maturę. To ja stworzyłam Alison... i wprowadziłam Was w jej świat. - Cholera, kiedy to minęło?
- Pewnie kiedy zamknęłaś mnie w szafie.
     Drgnęłam odwracając się w stronę Zayna. Chłopak ściągnął z siebie jedną z moich licznych bluzek, wrzucając ją do komody. Zmrużył oczy, zakładając ręce na piersi i tupiąc nogą - Nigdy mnie nie słuchałaś!
- Co takiego? Hej, zeswatałeś Louisa i Alison, czego jeszcze chcesz? - przekrzywiłam głowę, odsuwając się od biurka i obracając na fotelu. Sylwetka Malika rozmyła, się, jednak po chwili chłopak zatrzymał mnie i przykucnął. - Dobrze, kiedy cię nie posłuchałam Zayn?
- Miały być jeszcze trzy odcinki - jęknął - Miałem odkryć tajemnicę Alison...
     Wywróciłam oczami, wstając i spoglądając na szablon bloga. Jasny napis ''Epilog'' świadczył o tym co zrobiłam zaledwie kilka sekund temu. 
- Zawołasz chłopaków? Chcę wam podziękować... i chyba możemy trochę powspominać, co? - skinęłam głową w stronę wielkiego pudła pełnego kaset. Mulat wybiegł z pokoju, drąc się, podczas kiedy ja wyciągnęłam odtwarzacz DVD i kilka kaset. Chwilę później na moim łóżku siedziała piątka chłopaków i Alison. Uśmiechnęłam się do niej, a blondynka poklepała miejsce obok siebie. - To jak? Co oglądamy najpierw? 
- Ja mam pomysł! - Niall zerwał się, wyrywając mi z ręki jedną z kaset. Wsunął ją do odtwarzacza, a czarny ekran zamigotał. - To jest moment, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy...

*****

- Nieeee... muszę mieć innych aktorów, Tokio Hotel już było - mruknęłam odganiając od siebie Billa. Blondyn zmrużył oczy, upadając na kolana.
- No dalej, Charlie. To jest idealny scenariusz, to jest idealne opowiadanie! - zawołał, oplatając moje nogi. Westchnęłam cicho, odczepiając mężczyznę od moich kolan. - Kaulitz masz 24 lata, nie zachowuj się jak dziecko! Wy dostaniecie inny scenariusz, ale ten nie. Jest podobny do waszego pierwszego filmu!
- Ale nam to nie przeszkadza, no dalej Charlie! 
- WITAMY WSZYSTKICH ZGROMADZONYCH! - podskoczyłam, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się a do środka wpadł Niall z szerokim uśmiechem na twarzy - Słyszeliśmy, że niejaka CharlieTH ma scenariusz do obsadzenia, o który się wszyscy zabijają. Więc... oto jesteśmy!
     Wychyliłam się zza framugi spoglądając na pozostałą część zespołu. One Direction? W końcu nie byłam ich fanką, ale... czemu nie?
- Macie to! - krzyknęłam - Louis, Louis, gdzie jesteś? - zawołałam, starając się podejść do drzwi, jednak mocny uścisk Billa mi to uniemożliwiał - Kaulitz ty durniu, puść mnie w końcu! Tomlinson do cholery, widzę cię tutaj! - szatyn w końcu niepewnie podszedł do mnie, wkładając ręce do kieszeni - Masz główną rolę, ale znajdź mi dziewczynę, która będzie cię chciała.
- Tak jest! - zasalutował, zbiegając po schodach na ulicę. Chwilę później mogłam usłyszeć jego wrzask: '' KTO CHCE BYĆ MOJĄ DZIEWCZYNĄ?!'' 
Naprawdę, pracuję z idiotami.

*****

     Zaśmialiśmy się, kiedy usłyszeliśmy krzyk Louisa. Wywróciłam oczami, kiedy szatyn podszedł do pudła i wymienił kasetę na inną. Coś czuję, że będzie zdecydowanie gorsza od poprzedniej.

*****

- Louis, powiedz mi czy pies może być człowiekiem? - fuknęłam wskazując na wcześniej wymienione zwierze. - Przykro mi... nie dostajesz tej roli. Zadzwonimy do ciebie - zwierzak spuścił łeb, wychodząc z pokoju. - Wasza trójka, zdecydowanie nie - machnęłam ręką na trzech chłopaków - Harry, słońce może w następnym filmie - uśmiechnęłam się do chłopaka. Stanęłam przed ostatnią osobą, krytycznie mierząc jej sylwetkę wzrokiem. - Dobra masz tą rolę. Zabieraj ją Tomlinson - zawołałam do szatyna i opadłam na kanapę. Spojrzałam na zegarek, szybko biegnąc na plan. - Niall zaczynamy! Musimy dzisiaj skończyć twoją scenę!

*****

- Do dzisiaj nie wiem skąd wytrzasnąłeś tego psa...- zawołałam ocierając łzy wzruszenia. Nagle zadzwonił mój telefon, a ja z ociąganiem odebrałam. Wsłuchałam się w głos po drugiej stronie, uśmiechając się. - Macie kolejny angaż u Jesici. - powiedziałam, machając do chłopaków.
     Chłopcy wesoło krzyknęli wybiegając z pokoju. Pokręciłam głową, podświadomie współczując Jesice. Będzie musiała ich ogarnąć, a to takie łatwe nie jest.
- No więc... - spojrzałam na Alison. Blondynka podeszła do mnie, mocno mnie przytulając. Zamrugałam oczami, odganiając łzy. Nie chciałam płakać. - Wpadniemy kiedyś i dokończymy oglądanie filmów - zaśmiała się. Skinęłam głową. - Dziękuję, że dałaś nam szansę...
- Ja też. Bez was to by się nie udało. - ostatni raz przytuliłam dziewczynę. A kilka sekund później zostałam już sama. Z opowiadaniem na blogspocie.

*********
A WIĘC TO KONIEC.
Alison dobiegła końca, ale jeszcze nie kończę z FF o 1D. 
Contract ( Niall )
Secret ( Liam + Jesica Evans )
Tumblr ( Kilka FF o Larry'm )
Wattpad ( Historie, które nie były publikowane na blogspocie )

W tych linkach na górze mnie znajdziecie. A ja zostawiam sobie otwartą drogę do Ali: może kiedyś powstanie 3 część.
Dziękuję Wam za wszystko co robiliście, za komentarze i za czekanie na odcinki! Mam nadzieję, ze spotkamy się na innych blogach.
Ciao!
Ch.
x

sobota, 28 listopada 2015

Epilog

Gone

ZANIM PRZECZYTASZ EPILOG ZAPOZNAJ SIĘ Z POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM! ODCINKI DODAWANE BYŁY W TEN SAM DZIEŃ I CZASIE!!!

- Tatusiu, patrz tutaj!
    Odwróciłem głowę, słysząc nawoływania mojej córeczki. Zmarszczyłem brwi, zauważając dziewczynkę przy jednej z klatek, wpatrującą się w szczeniaka. Westchnąłem cicho, podchodząc do niej i kucając.
- Jesteś pewna, że chcesz tego? - zapytałem, patrząc na malutkiego pieska, który wzbudził w Lili zainteresowanie. Dziewczynka pokiwała główką, a ja chwyciłem ją podnosząc i kierując się do jednego z pracowników. Po kilku minutach, nie można było odciągnąć małej od zwierzaka. Wpłaciłem odpowiednią sumę pieniędzy, podpisałem kilka dokumentów i odebrałem smycz, po czym cała nasz trójka opuściła schronisko. - Jak go nazwiesz?
- Zula - powiedziała, obejmując szyję psa. Widząc szczęście na jej twarzy, nie odważyłem się powiedzieć, że imię bardziej pasowało do suczki, niż do psa. - Myślisz, że mamie by się spodobał?
     Poczułem ukłucie w sercu,  przypominając sobie Alison. Kiedy pięć lat temu uciekała przed policją, nie mieliśmy szans, aby normalnie porozmawiać. Odezwała się półtora roku później, a pierwszy raz zobaczyła Lili zaledwie kilka tygodni temu. Nie mówiła gdzie mieszka: jedyne co wiedziałem, to to, że była bezpieczna i policja nie może jej schwytać tam gdzie jest. Żałowała, że nie mogła być z nami, jednak wiedziała, że tak będzie lepiej. I bezpieczniej.
     Pięć lat temu miałem nadzieję, że zmieni zdanie. Że przyzna się do wszystkich zarzutów, istniała szansa, że uniknęłaby wysokiej kary. Jednak, kiedy ostatecznie zamknęła za sobą drzwi wypowiadając tylko kocham cię Louis wiedziałem, że było to nasze pożegnanie. Nigdy więcej mieliśmy się nie zobaczyć.
- Na pewno - powiedziałem, obserwując dziecko w lusterku. Była identyczna jak Alison. - Wujkowie dzisiaj przyjdą. - dodałem przypominając sobie wiadomość od Nialla. Mieliśmy się w końcu spotkać jak za starych czasów, kiedy jeszcze pracowaliśmy razem.
     One Direction rozpadło się, kiedy Zayn zdecydował się opuścić zespół. Wytrzymaliśmy kilka miesięcy, a potem... nie mieliśmy sił, by wrócić. Ja skupiłem się na wychowaniu Lili i rozwinięciu własnej wytwórni. W końcu nazwisko Tomlinson coś znaczy.
- Tatusiu... wiesz, że cię kocham?
     Uśmiechnąłem się, kiwając głową. Mimo, że Ali nie było obok mnie, byłem szczęśliwy. W końcu... wychowywałem naszą córkę.
- Ja ciebie też, słoneczko.
******
A więc dotrwaliśmy do końca historii o Alison. 
Pamiętacie ankietę ''szczęśliwe zakończenie''? Podjęliście decyzję o uciecze Alison. Alternatywą było zatrzymanie przez policję.
Jutro opublikuję podsumowanie. 
I znajdziecie mnie na innych blogach, więc.... jeszcze się nie żegnam.
x
Ch.

Chapter XVII


     Dzień, który zakończył wszystko, nie zaczynał się specjalnie źle. Nawet nie podejrzewałabym, że za kilka godzin wszystko zakończy się gorzej niż myślałam. Z samego rana zerwałam się z łóżka, składając wcześniej delikatny pocałunek na policzku Louisa. Od czasu kiedy ponownie zdecydowałam się dać nam szansę minęło kilka spokojnych tygodni. Ku zdziwieniu Ricka, policja na pewien czas odpuściła, skupiając się na wyłapaniu dealerów, przez co mogłam odetchnąć z ulgą. Chciałam nacieszyć się Lou, a im dłużej przebywaliśmy razem tym bardziej się do niego przywiązałam. To był mój błąd.
     Na uczelni spędziłam tylko trzy godziny, zaniepokojona telefonem Ricka. Nie zwracałam uwagi na ważny egzamin, który mnie czekał - musiałam jak najszybciej dowiedzieć się co się działo. Podświadomie, podejrzewałam o co mogło chodzić, jednak ciągle trzymałam się nadziei, że mogłam w końcu żyć spokojnie. Z Louisem u boku.
- Rick, co się dzieje? - zawołałam, wpadając do mieszkania chłopaka. Ominęłam kilka leżących pudeł, rozglądając się za szatynem. Po chwili znalazłam go, siedzącego w salonie i pakującego kilka przedmiotów. - Rick!
- Jadą po ciebie Alison! - warknął zrzucając z kanapy zapakowaną do połowy walizkę. - Nie mamy wiele czasu, mamy może dwie godziny. Musimy przewieść samochody, do jednego z magazynów Chana, później się nimi zajmiemy. Zack stara się opóźnić przyjazd policji najdłużej jak się da, ale nie może dać nam więcej niż dodatkową godzinę. Przykro nam Ali - powiedział stając przede mną i kładąc rękę na moim ramieniu - Wiem, że nie chciałaś tego tak kończyć, jednak musisz zniknąć. Louis zrozumie...
     Drgnęłam, opadając na fotel i chowając twarz. To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy mieć co najmniej kilka dni, mieliśmy być przygotowani na wszystko. A ja nie miałam tak zostawiać Louisa.
- Jak to możliwe? - zapytałam cicho.
- Ktoś im doniósł. Wiedzą... kim jesteś naprawdę Alison.
     Westchnęłam cicho, zamykając oczy, układając w głowie plan. Miałam zdecydowanie zbyt dużo rzeczy do zrobienia, jednak obawiałam się, że nie zdążę załatwić połowy z nich. Musiałam zrealizować najważniejszy punkt. I nic innego nie mogło się dla mnie w tej chwili liczyć.
- Nie czekajcie na mnie. Spotkamy się na miejscu, muszę... muszę coś załatwić. - rzuciłam, wstając i wybiegając z pokoju. Chwyciłam pęk kluczy do jednego z aut chłopaka, wbiegając do garażu. Słyszałam jak Rick krzyczy za mną, jednak nie miałam czasu, aby się zatrzymać. Liczyła się każda minuta. - Dzień dobry, mówi Alison Evans. - rzuciłam do telefonu, kiedy wyjechałam na główną ulicę, wyprzedzając kilka aut. - Przepraszam, że przeszkadzam... jednak zaszły pewne zmiany i muszę prosić panią o pomoc. - zamilkłam słysząc głos po drugiej stronie - Tak dokładnie. Proszę spakować wszystkie rzeczy. Będę za kilka minut.
      Rzuciłam telefon na siedzenie obok, przyśpieszając. Gdzieś z tyłu słyszałam dźwięk syren, jednak nie miałam pewności czy jadą za mną. Mimo to zwiększyłam prędkość i zjechałam na pobliskim zakręcie. Nie mogłam pozwolić aby gliny złapały mnie akurat teraz. Musiałam... musiałam upewnić się, że Lili była bezpieczna. W odpowiednich rękach.
     Po kilku minutach zatrzymałam się z piskiem przed jednym z domów. Wbiegłam na ganek, wpadając do mieszkania, nie zawracając sobie głowy pukaniem czy dzwonieniem do drzwi. Szybko rozejrzałam się po wnętrzu, wpadając na schody.
- Pani Smith? - krzyknęłam otwierając jedne z drzwi. Wymieniona kobieta, odwróciła się w moją stronę z malutką dziewczynką na rękach. - Dzięki Bogu, mam mało czasu. Czy rzeczy są już spakowane?
- Tak, mój mąż zaraz zaniesie je do twojego samochodu, Alison. Czy... czy to już pewne? - zapytała spoglądając na śpiące dziecko. Skinęłam głową, niepewnie biorąc dziewczynkę na ręce. W innych okolicznościach rozpłakałabym się, jednak teraz liczyło się tylko je bezpieczeństwo. - Gdzie się podziejecie? Ciebie ściga policja, a ona jest taka malutka... - załamała ręce.
- Proszę się nie martwić. Może pani odwiedzać Lili, kiedy tylko pani chce. Ona zostaje w Londynie. Ja niestety nie. - rzuciłam, schodząc po schodach i obserwując jak pan Smith pakuje rzeczy małej do samochodu. - Zostanie z ojcem.
- Ojcem...? Przecież mówiłaś, że... Oh... - rzuciła, gdy zrozumiała kogo miałam na myśli. Ostatni raz rozejrzałam się po mieszkaniu, widząc znajome miejsca ze zdjęć. To tutaj Lili spędziła swój pierwszy rok życia... u obcych ludzi, zamiast u swojej matki. - Uważaj na siebie dziecko.
- Obiecuję. Dziękuję, że zgodziła się pani mi pomóc... Spohia ma szczęście mając takich rodziców - rzuciłam przytulając mamę dziewczyny Liama. - Nawet nie wiem jak mam się pani odwdzięczyć.
- Daj spokój! - machnęła ręką. - do dzisiaj nie wiem, jakim cudem Soph, albo Liam się nie zorientowali. Wprawdzie nie bywali tutaj tak często... - pokiwała głową.
     Ostatni raz spojrzałam na kobietę, wychodząc z domu. Uśmiechnęłam się do starszego mężczyzny, delikatnie wkładając Lili do fotelika. Cieszyłam się, że dziewczynka póki co nie płakała. Jej zdenerwowanie nie było mi teraz potrzebne. - To jak gotowa na poznanie wujków i taty? - zapytałam siadając na miejscu kierowcy. Uruchomiłam silnik, ruszając. Zanotowałam w głowie, aby przesłać rodzicom Sophii odpowiednią ilość pieniędzy za opiekę nad Lili. W końcu nie musieli brać dziewczynki pod opiekę.
     Wyjechałam na główną ulicę, wymijając jadące samochody. Liczne klaksony zabrzmiały za mną, jednak nie zwróciłam na nie uwagi. Zmieniłam bieg, przyśpieszając. Chwile później zaklęłam siarczyście, gwałtownie skręcając. Wygląda na to, że ''dwie godziny'' Zacka skończyły się szybciej niż podejrzewał.
     Skręciłam na sąsiedni pas, starając się zgubić jadący za mną konwój, jednak ciągle siedzieli mi na ogonie. Przyśpieszyłam, zjeżdżając wcześniej, mając nadzieję, że uda mi się ich zgubić w krętych uliczkach. Kilka minut później, zaparkowałam pod domem Louisa, zamykając bramę wjazdową. Miałam tylko kilka minut. Może i udało mi się zgubić radiowozy, jednak policjanci nie byli tacy głupi.
     Odpięłam Lili z fotelika, szybko wbiegając po schodach i wpadając w willi. Rozejrzałam się po holu, kierując się do salonu, gdzie... znajdowali się wszyscy. Niall spojrzał na mnie, szybko podnosząc się z fotela i podbiegając. Zatrzymał się kilka kroków przede mną, dopiero zauważając dziecko na mich rękach.
- Alison, co... co to ma znaczyć? - wskazał dłonią na telewizor, gdzie wyświetlano moje zdjęcie z wielkim napisem: Poszukiwana przez policję. Westchnęłam cicho.
- Szukają mnie. Mam mało czasu, muszę jak najszybciej zniknąć, a nie mogę tego zrobić bez upewnienia się, że Lili będzie bezpieczna. - rzuciłam wymijając blondyna. Reszta patrzyła na dziewczynkę z niemym pytaniem w oczach. - Słuchajcie. To jest Lili, moja... moja córeczka.
     Cisza, jaka zaległa w salonie, nie była reakcją jaką się spodziewałam. Niepewnie spojrzałam na Louisa, oczekując jego reakcji. Gdyby był wściekły nie miałabym do niego pretensji. W końcu ukryłam przed nim fakt, że mam dziecko.
     Chłopak spojrzał na mnie z bólem w oczach, podnosząc się i powoli podchodząc do mnie. Swój wzrok wbił w sylwetkę dziewczynki, która ssała w najlepsze swój kciuk. Odetchnęłam z ulgą, kiedy nie zauważyłam u niego żadnych odznak złości.
- Jak...? - wyszeptał.
- Kiedy... kiedy znaleźliście mnie pod szkołą... po tym zdarzeniu - wyjąkałam. - Wyjechaliście, a ja dowiedziałam się, że jestem w ciąży z tym bydlakiem. Na początku chciałam zrobić aborcję, ale kiedy pierwszy raz usłyszałam bicie jej serca... nie mogłam tego zrobić - wyjąkałam czując, jak po moich policzkach spływają łzy - Wtedy odezwali się rodzice Soph, oferując mi swoją pomoc. To oni zajmowali się Lili przez ten rok. Ale teraz... nie mogłam jej tam z nimi zostawić.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytał, przenosząc swój wzrok na mnie. - Myślałem, że mi ufasz...
- Ufam. Nie byłam gotowa, aby powiedzieć wam o niej. - zerknęłam na telewizor, widząc jadący konwój radiowozów. Byli kilka ulic od domu Lou. Musiałam już wyjść. - Louis. Posłuchaj mnie. Jeżeli stąd nie wyjdę, policja mnie złapie, a ja trafię do więzienia. Nie możecie mi już pomóc, muszę wyjechać. Nie powiem, gdzie jadę, przez to policja nie będzie mogła się was uczepić. Skontaktuję się z wami, kiedy wszystko ucichnie. Nie wierzcie w nic co powiedzą media. Louis, proszę cię, abyś zajął się Lili. Przepraszam, że mówię to dopiero teraz, ale w akcie... akcie urodzenia jest twoje nazwisko. Lili prawnie jest twoją córką - wyrzuciłam wszystko na jednym wydechu. Uważnie obserwowałam twarz szatyna, czekając na jego reakcję. Miał prawo nie wziąć Lili.
     Chłopak przeciągnął mnie do siebie, mocno ściskając. Zaciągnęłam się znajomym zapachem jego perfum i starałam się opanować napływające łzy. Ostatni raz spojrzałam na Lili, całując jej czoło i podając ją Lou. Zagryzłam wargę, obserwując ich, czując jak łamie mi się serce. Tak bardzo nie chciałam ich zostawiać...
- Ali... - odwróciłam się przytulając Nialla. - To nie może się tak skończyć...
- Będzie dobrze - powiedziałam. Drgnęłam, kiedy z oddali usłyszałam syreny. - Już tu są. Musze iść.
     Tomlinson słysząc to, przysunął mnie do siebie i ostatni raz pocałował. Niechętnie oderwałam się od niego, podchodząc do Liama i Sophii wyciągając swój portfel i jedną z kart kredytowych. - Podziękuj proszę swoim rodzicom Soph. Nie zdążyłam im się odwdzięczyć. Pin zna Louis, całą suma należy do nich - rzuciłam kładąc plastik na stoliku. - Trzymajcie się. - powiedziałam ostatni raz spoglądając na wszystkich zgromadzonych. Uśmiechnęłam się, podbiegając do tylnego wyjścia.
- Alison! - zatrzymałam się, słysząc krzyk Lou. Odwróciłam się, obserwując chłopaka. Przez ciszę mogłam usłyszeć jak przed domem parkuje kilka samochodów. - Nie odchodź. Zostań z nami....

*****
Okej. Akcja przyśpieszona przez co jest to ostatni odcinek. Za chwilę opublikuję epilog.
Zauważyłam, że historia Was już męczy, więc postanowiłam wrzucić kilka rzeczy do jednego odcinka. Niestety Ali już się kończy.

niedziela, 8 listopada 2015

Chapter XVI


********
~Alison~

        - Co takiego?
     Chłopak przymknął oczy, wciągając głośno powietrze. Jego silne ramiona wciąż oplatały moje ciało, chroniąc mnie tym samym od ześlizgnięcia się na podłogę.
        - Kocham cię Alison. - wolno powtórzył, cały czas mając zamknięte oczy - Przez ten rok... myślałem tylko o tobie, chciałem do ciebie zadzwonić, porozmawiać, upewnić się czy wszystko z tobą w porządku. Chciałem...abyś miała poczucie, że jestem przy tobie, mimo, że tak naprawdę dzieliły nas tysiące kilometrów.
      Alkohol, który piłam na imprezie momentalnie wyparował ustępując miejsca złości. Wyrwałam się z uścisku szatyna, odpychając go i stając na środku pokoju. Nerwowo przejechałam dłonią po włosach, kalkulując w myślach to co chciałam mu powiedzieć.
        - Oh, czyżby? W takim razie, gdzie byłeś, kiedy najbardziej cię potrzebowałam?- krzyknęłam wbijając wskazujący palec w pierś chłopaka. - Gdzie byłeś, kiedy twoi fani mnie wyzywali od dziwek i suk? Gdzie byłeś, kiedy dziennikarze wieszali i to dosłownie psy na mnie i mieszali mnie z błotem? - Z każdym wypowiedzianym słowem moja wściekłość rosła. Wszystkie uczucia jakie gromadziły we mnie, przez przeszło rok, skumulowały się chcąc w końcu się wydostać na zewnątrz. To co powiedział Louis, stanowiło punkt zapalny. - Wolałeś spędzać czas ze swoją dziewczyną, która - tylko tak przypominam - zdradzała cię od pewnego czasu! Więc nie pieprz mi tu teraz, że mnie kochasz, kiedy wiem, że jest inaczej!
     Odepchnęłam się od zszokowanego chłopaka, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. Nie miałam ochoty przebywać w jego towarzystwie minuty dłużej. Trzęsącymi się dłońmi, chwyciłam metalową klamkę, ciągnąć ją do siebie. Krzyknęłam, kiedy ktoś gwałtownie odwrócił mnie i przyparł plecami do drzwi. Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą, kiedy ze strachem w oczach spojrzałam w mętne tęczówki Louisa. Obłęd i determinacja wymalowana na jego twarzy nie pozwoliła mi się ruszyć z miejsca.
        - Nie wiesz wszystkiego. - wysapał, rozpaczliwie gładząc mój policzek. Automatycznie przymknęłam oczy, rozkoszując się jego dotykiem. - Dlaczego nie dajesz sobie nic wytłumaczyć? Dlaczego zgrywasz taką zołzę, Ali?- westchnęłam cicho, opierając głowę o drewnianą powłokę za mną. Zaciągnęłam się perfumami Louisa, z ulgą stwierdzając, że pod tym względem chłopak się nie zmienił. Smukłe palce szatyna, niepewnie starły z mojego policzka spływającą łzę. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. - Ali, proszę cię... daj mi ostatnią szansę, a ja obiecuję, że tym razem cię nie zawiodę. Nie pozwolę, aby więcej ktoś cię poniżał. - wszystkie emocje chłopaka jakie w tamtej chwili mu towarzyszyły, można było zobaczyć w jego oczach. Szkliste niebieskie tęczówki, przepełnione były bólem i strachem.
     Niepewnie wtuliłam się w jego klatkę piersiową, chowając w niej twarz. Nie chciałam, aby zobaczył moje łzy; zbyt wiele razy widział je rok temu... kiedy budziłam się w nocy z krzykiem. Mruknęłam cicho, czując jak mnie podnosi i kieruje nas z powrotem w stronę łóżka, po czym kładzie na zimnej pościeli.
        - Śpij... to nie jest odpowiednia chwila na tego typu rozmowy...- wyszeptał, gładząc moje czoło i składając krótki pocałunek.
        - Znowu to robisz. Znowu uciekasz. - powiedziałam widząc jak idzie w kierunku wyjścia. Zatrzymał się, odwracając się i mierząc mnie zrezygnowanym spojrzeniem. Zawahał się na krótką chwilę, ale zaraz ze zdecydowaniem otworzył drzwi.
        - Nie uciekam. Przynajmniej nie teraz.
     Chwilę później o obecności chłopaka świadczył tylko zapach jego perfum wciąż unoszący się w powietrzu.

~*~    Skyscraper

     Poranek nie należał do najlepszych, a ból jaki wywoływał każdy, nawet najmniejszy szelest był do nie opisania. Wbrew pozorom, pamiętałam wszystko co działo się poprzedniego wieczoru, jak i również moją i Louisa rozmowę. Niepewnie rozglądałam się dookoła, czy chłopak gdzieś tutaj nie był. Mimo, że uczniem Oxfordu nie był, bez problemu mógł wejść na teren uczelni i do akademiku. Znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że nie był to koniec naszej rozmowy. Przynajmniej nie dla niego.
     Z ulgą wyszłam się świeże powietrze, rozkoszując się nikłymi promieniami słońca, które ostatnio zagościło na niebie Londynu. Na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Mimo ogromnego kaca, mogłam radośnie stwierdzić, że czułam się nawet dobrze. Nie miałam pojęcia tylko co miało na to wpływ.
     Powoli wyszłam z bram uniwersytetu, wbijając wzrok w ziemię. Mimo, że dziennikarze dostali wyraźny zakaz wstępu na teren uczeni, nadal koczowali pod murami; w dość ograniczonej ilości. Włożyłam dłonie w kieszenie kurtki, kierując się w stronę centrum, skąd mogłam dostać się do domu Nialla, gdzie ostatnio nocowałam. Chciałam zabrać stamtąd swoje rzeczy i skupić się na życiu studenckim - w końcu za kilka dni, będę musiała stąd wyjechać.
     Leniwie uniosłam głowę, wpadając na kogoś. Natychmiast poczułam znajomych zapach perfum, a rumieniec oblał moją twarz. Byłam zażenowana tym do czego wczoraj doszło między mną, a chłopakiem, a raczej do czego - na szczęście - nie doszło.
        - Alison.
     Zamrugałam oczami wpatrując się w stojącego przede mną Tomlinsona. Odetchnęłam głęboko, nerwowo poprawiając swoją torebkę i przygryzając wargę. Nie odezwałam się.
        - Chodź. Mam niespodziankę. - rzucił, uśmiechając się i ciągnąc mnie do swojego samochodu. Niepewnie usiadłam na przednim siedzeniu, uważnie obserwując wsiadającego Lou, Zerknął na mnie, oceniając moje ubrania, a jego uśmiech - o ile to możliwe - powiększył się. - No już, nie analizuj tego wszystkiego. Chcę tylko abyś dobrze się dziś bawiła. Obiecuję, że nic innego. - uniósł do góry dwa palce, jakby składał przysięgę. Zaśmiałam się cicho, kiwając głową i patrząc na drogę. Po jakimś czasie zjechaliśmy na zapełniony parking. Zmarszczyłam brwi widząc małe dzieci radośnie biegnące w głąb lasku i szczęśliwych rodziców, którzy z dezaprobatą patrzyli na swoje pociechy. Przyłożyłam dłoń do miejsca, gdzie znajdowało się serce, czując delikatne ukłucie na ten widok. - Idziesz?
     Spojrzałam na czekającego Louisa, niepewnie wychodząc z auta, zostawiając torebkę na fotelu. Chłopak zamknął auto, a potem chwycił moją dłoń i pociągnął na ścieżkę, prowadzącą do... jakiegoś miejsca.
     Niepewnie wyłoniłam się zza linii drzew, spoglądając na kolorowy szyld, znajdujący się naprzeciw mnie. Otworzyłam szeroko oczy, widząc znajdujący się na nim napis. Wesołe miasteczko i to nie byle jakie. To było dokładnie to samo wesołe miasteczko jak rok temu... w Irlandii.
        - P...p-pamiętałeś...?- wyjąkałam czując jak moje serce wykonuje radosne salto. Chłopak ścisnął mocniej tylko moją dłoń, idąc w stronę bramki. Skinął głową mężczyźnie sprzedającemu bilety, a ten bez słowa sprzeciwu nas wpuścił. Rozejrzałam się dookoła, uważnie lustrując wzrokiem wszystkie karuzele i zjeżdżalnie. Znowu czułam się dzieckiem.
        - To gdzie najpierw?- zapytał szatyn uważnie obserwując moją reakcję. Uśmiechnęłam się radośnie i - nie puszczając jego ręki - skierowałam się do pierwszej karuzeli.
     Czas na wspólnej zabawie upłynął nam niespodziewanie szybko. Nim się obejrzałam zrobiło się ciemno, a do zamknięcia zostało tylko kilka minut. Louis obejmował mnie w pasie, kiedy ze śmiechem przeglądaliśmy zdjęcia, które zrobiliśmy w budce. Z wdzięcznością, przytuliłam się do chłopaka, kiedy szliśmy główną ścieżką do wyjścia. To był naprawdę udany dzień.
        - Zanim wyjdziemy... chcę wstąpić w jeszcze jedno miejsce - powiedział całując moje czoło. Skinęłam głową, pozwalając kierować chłopakowi. Po chwili stanęliśmy przed budką pełną pluszaków i różnych gier zręcznościowych. Z zaciekawieniem wpatrywałam się jak szatyn płacił i celował w sześć równo poukładanych wież z butelek. Z zaskoczeniem odkryłam, że po każdych zbitych butelkach, pojawiał się napis. Jak zaczarowana obserwowałam pojawiające się kolejno słowa, składając je w jedno, jedyne zdanie: Alison, proszę o jeszcze jedną szansę.
     Wciągnęłam głośno powietrze, patrząc to na napis to na zdenerwowanego Louisa. Nie byłam pewna czy mogłabym mu ponownie zaufać, w końcu nie miałam pojęcia co wydarzyło się rok temu z Eleanor. Zagryzłam wargę, rozważając wszystkie plusy i minusy z przerażeniem stwierdzając, że tych drugich jest zdecydowanie więcej.
Ah, pieprzyć to.
        - Dobrze - powiedziałam wpatrując się w oczy chłopaka - Dam ci jeszcze jedną szansę.
     Tomlinson roześmiał się, mocno przyciągając mnie do siebie i składając długi pocałunek. Zarzuciłam dłonie na jego szyję, uśmiechając się. W końcu czuję się jak w domu.

******
Jezu Loueh, dziecko ty moje :')
I jak? Alison w końcu jest z Louisem :D
Zapowiadam: w przyszły weekend jadę do Karkowa, pozwiedzać kilka uczelni, więc odcinki pojawią się wcześniej ( środa ) wracam w niedzielę i potem idę do pracy :''''')
Więc bardzo proszę o 15 komentarzy pod spodem - to dla Was żaden problem, inaczej poczekam, aż dobijecie do limitu jak było z tym odcinkiem.
Odcinek nie sprawdzony - zrobię to jutro ;)
Przypominam o pozostałych blogach: Contract i Secret. Ah... muszę się pochwalić nową okładką, po prostu jest taka piękna, że nie mogę xd