niedziela, 27 września 2015

Chapter XII


**********

Alison P.O.V.

     Kilka dni po kłótni z Louisem, mogłam nareszcie wyjść ze szpitala. Od tamtego czasu chłopak nie raczył się pokazać nawet na minutę. Czy byłam zła? Nie, zawiedziona... już prędzej. Rozumiałam, że martwił się, ba! Bał się, że coś mi się stanie, jednak decyzja jaką podjął razem z Niallem, przekraczała ich granice. Nie mogli mi zabronić brania udziału w wyścigach - w końcu to ja o tym decydowałam.
      Przeczesałam ręką włosy, wstając z łóżka i pakując ostatnie rzeczy do czarnej torby, którą dostarczył mi Zayn. Zasunęłam zamek, podnosząc wzrok i wbijając spojrzenie w postać Liama. Chłopak odwrócił się od okna, i bez słowa chwycił rączki torby, unosząc ją.
     Kilka minut później staliśmy przy wyjściu z budynku, czekając na ochroniarzy, dzięki czemu mogliśmy bezpiecznie przejść przez dziedziniec. Informacja o moim wypadku bardzo szybko rozeszła się wśród mediów, a ja sama stałam się głównym celem tysięcy dziennikarzy, którzy wręcz zabijali się o jedno zdjęcie. Mimo, że upłynął już rok od kiedy ludzie na całym świecie dowiedzieli się o mnie - w dalszym ciągu nie byłam do tego przyzwyczajona.
        - Możemy iść. - podniosłam głowę, zerkając na obcego mężczyznę idąc powoli za Liamem. Payne szedł pierwszy, skupiając na sobie większą uwagę mediów za co w duchu mu dziękowałam. Nie byłam gotowa na bezpośrednią konfrontację z ludźmi. W końcu bezpiecznie dotarliśmy do czarnego auta, a ja zostałam wepchnięta do środka. - Ruszamy!
     Auto z piskiem opon ruszyło z parkingu, zostawiając za sobą migoczące aparaty. Odetchnęłam z ulgą, wygodniej opierając się na siedzeniu. Nie miałam pojęcia gdzie jedziemy, ale na pewno nie była to droga do mojego akademika.
     Dźwięk przychodzącej wiadomości, wybudził mnie z lekkiego snu. Niezadowolona wyciągnęłam z kieszeni telefon, przecierając zaspane oczy. Mrugnęłam, odganiając mgłę i skupiając się na komórce.
''Wszystko z nią okej. Dziewczynka jest bardzo spokojna, jeszcze nie mówi, dopiero nauczyła się siadać.''
     Ścisnęłam gwałtowniej telefon, kiedy na ekranie pojawiła się twarzyczka małej. Zamknęłam oczy, czując że lada chwila mogą polecieć z nich łzy. To była ostatnia rzecz jaką chciałam w tej chwili.
     Świadomość, że nic jej nie jest zdjęła niewidzialny ciężar z mojego serca. Mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą i spokojnie iść spać. Nareszcie.
        - Alison? - drgnęłam przestraszona. Całkowicie zapomniałam, że obok mnie jest Liam, który dokładnie widzi to co robię. Cholera - Wszystko okej?
        - Tak, tak, nie martw się. - rzuciłam blokując telefon i ponownie go chowając. - Gdzie jedziemy? - zapytałam chcąc jak najszybciej zmienić temat.
        - Do Nialla. Chce z tobą porozmawiać.
     Skinęłam głową, odwracając się twarzą do okna. Miałam cichą nadzieję, że szatyn nie będzie ciągnął tej rozmowy. To nie był odpowiedni czas.
     Koła samochodu zatrzymały się przed imponująco wielkim domem. Rozejrzałam się dookoła, uważnie lustrując wzrokiem przestrzeń wokół willi. Zwyczajny ogród z chodnikiem... i fontanną. Z niedowierzaniem pokręciłam głową cicho się śmiejąc. Niall i fontanna w ogrodzie... to tak bardzo do niego nie pasowało.
     Liam bez pukania wszedł do domu, zostawiając drzwi otwarte. Wsunęłam się do środka kierując się za podniesionymi głosami. Podejrzewałam, że całe towarzystwo przebywało w salonie.
- ...komentarza. Nie wiemy jakie obrażenia odniosła sama Alison - nikt nie poinformował nas o jej stanie zdrowia. Wiemy jednak, że dziewczyna opuściła dzisiaj szpital razem z Liamem Payne. - na ekranie telewizora pokazano nasze wyjście z budynku. Zmrużyłam oczy, widząc ile ludzi tam było. Kiedy szłam środkiem, nie zdawałam sobie z tego sprawy. - Śledczy nie złapali winnego wypadku dziewczyny. Będziemy państwa informować o tej sprawie na bieżąco.
     Cisza jaka zaległa po oświadczeniu, nieco wytrąciła mnie z równowagi. Oderwałam wzrok od telewizora patrząc na chłopaków. Nie trudno było zauważyć, że byli zdenerwowani.
        - Ali! - Niall poderwał się z fotela podbiegając do mnie i zamykając w mocnym uścisku. Jęknęłam cicho, czując jak jego ramiona zaczynają mnie powoli miażdżyć. Czy on przypakował ostatnio? - Jak się czujesz? Wszystko gra?
     Skinęłam głową odwracając się twarzą do salonu. Mój wzrok skrzyżował się z Lou, który jak najszybciej wyszedł z pokoju. Zaraz za nim podążył Zayn, wkładając ręce do spodni i coś z nich wyciągając. Przygryzłam wargę, czując jak oblewa mnie poczucie winy. Tomlinson nadal był zły z powodu naszej kłótni.
        - Musimy pogadać - głos blondyna był stanowczy. Westchnęłam zrezygnowana siadając na najbliższym krześle, doskonale wiedząc jak temat zaraz zostanie poruszony. Przgryzłam wnętrze policzka, w myślach odliczając do dziesięciu. - Kończysz z wyścigami. Bez dyskusji.
     Znudzona wywróciłam oczami, czując jak na usta wpływa mi bezczelny uśmieszek. Wracamy do tego samego co było rok temu: w Irlandii Niall też próbował wpłynąć na moją decyzję.
        - Jasne... - prychnęłam, odrzucając włosy na plecy. Powinnam je ściąć - To samo mówił Louis więc powtórzę to co jemu: nie mam zamiaru.
     Harry przeklął głośno, podnosząc się z kanapy i wybiegając z salonu. Nikt za bardzo nie zwrócił na niego uwagi, dlatego, kiedy po domu rozniósł się głośny trzask drzwi - drgnęłam. Horan uniósł brew, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zmarszczyłam brwi, nerwowo pocierając ręce. oś mi tutaj nie grało...
        - Dobrze. - rzucił wstając. spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nie sadziłam, że tak łatwo się podda. - Ale... zaraz zadzwonię na policję - mówiąc to, wskazał na trzymany telefon z wybranym już numerem.- I powiem kim naprawdę jesteś. Słyszałem, że policja szuka cię na każdym kontynencie...Więc jak?
     Kutas.

*******
Witam wszystkich :)
Odcinek nudny, nic się w nim nie dzieje - jednak od kolejnego będzie już inaczej :D
To co? Pomysły kim jest tajemnicza dziewczynka?
Zostało tylko 8 odcinków... :(
Niesprawdzony!

5 komentarzy - next! 

niedziela, 20 września 2015

Chapter XI


****

~Louis~

         - Nie obchodzi mnie to, Alison. Masz to skończyć!- rzuciłem trzaskając drzwiami i wychodząc na szpitalny korytarz. Chwilę później moja pięść zderzyła się ze ścianą znajdującą się naprzeciwko, a z moich ust uleciało kilka przekleństw. Oparłem czoło o zimną powierzchnię, mając nadzieje, że uda mi się w pewien sposób ochłonąć.
     Alison odzyskała przytomność dwa dni temu, a ja od tamtego czasu starałem się przemówić jej do rozsądku. Kredowobiała twarz Nialla, kiedy zobaczył ciało Al na noszach, śni mi się co noc. Ja sam byłem przerażony tym co stało się zaledwie kilka dni temu, a co dopiero Horan. Obiecał rodzicom, że będzie miał pod opieką dziewczynę, a póki co znajdujemy się w szpitalu.
     Ścisnąłem nasadę nosa wydychając tlen i kierując się w stronę wyjścia. Czułem, że musiałem opuścić placówkę, aby niczego nie rozwalić. Alison potrafi być irytująca - nawet, kiedy leży przykuta i unieruchomiona. Minimalnie skinąłem głową pielęgniarce w dyżurce, przyspieszając kroku. Powoli liczyłem wdechy, chcąc się na czymś skupić.
     Kiedy drzwi windy rozsunęły się z cichym - irytującym - dźwiękiem, wybiegłem z nich, schylając głowę jak najbardziej. Flesze aparatów i odgłosy krzyków uniemożliwiały mi swobodne przejście, mimo to nadal parłem w zaparte. Po poniżająco długim czasie - i kilkaset zrobionych zdjęciach - siedziałem w swoim samochodzie, starając się nie rozjechać żadnego z dziennikarzyny. Dopiero na głównej drodze odetchnąłem z ulgą.
     Media dowiedziały się o wypadku Alison - a jakże. Na szczęście, lub nie, znali tylko część historii. Fragment opowiadający o wyścigach został solidnie zatuszowany. Przez kogo? Podejrzewam Ricka. Cel został osiągnięty, a Ali w żaden sposób nie miała być związana z rzeczywistą sprawą. Nie miałem pojęcia jak to osiągnęli - w sumie wolałem tego nawet nie wiedzieć.
     Nie spuszczając wzroku z drogi, odblokowałem telefon, wybierając numer, który zdecydowanie zbyt często pojawiał się w moich kontaktach, ostatnimi czasy. Zawahałem się przez chwilę, w końcu przykładając urządzenie do ucha.
        - Tak? - drgnąłem. Nie spodziewałem się, że odbierze tak szybko.- Za ile?
        - Pięć minut...- mruknąłem nie dziwiąc się pytaniem przyjaciela. Znał mnie tyle lat i doskonale wiedział co potrzebuje w danej chwili.
        - Dobra. Czekam - zawołał rozłączając się.
     To co robiłem nie było dobre. Gdyby management dowiedział się o tym, byłbym skończony, jednak wizja wyrzucenia z zespołu nie była na tyle realna abym zmienił swoje zdanie. Potrzebowałem odskoczni. Czegoś, dzięki czemu mogłem na nowo myśleć, uspokoić się. A jeżeli nie było innego sposobu... to nie była moja wina.
     Skręciłem kierownicą, wjeżdżając na podjazd domu Malika. Nie musiałem się wysilać - chłopak jakby wyczuł, że już jestem i otworzył bramę. Albo zobaczył przez kamerkę. Zignorowałem uczucie winy, które odezwało się z chwilą, kiedy wysiadłem z auta. Nie mogłem cały czas myśleć o Alison - nie ważne było to co ona chce. W tej chwili liczyłem się tylko JA.
        -Tommo! - wywróciłem oczami, podchodząc do kumpla i przybijając z nim piątkę. - Dobrze, że jesteś, już wszystko przygotowane.
     Wszedłem do środka, zrzucając buty przy progu i od razu kierując się w stronę salonu. Kącki moich ust uniosły się kiedy zauważyłem przygotowane już skręty, leżące na stole. Zabawę czas zacząć.

~*~

         - I jak z nią?
     Przechyliłem głowę, wpatrując się w biały sufit, próbując zebrać myśli. Dopiero po dłuższej chwili byłem wstanie coś powiedzieć.
        - A jak ma być? Leży w szpitalu i myśli, że wszyscy robią jej na złość.- zaśmiałem się, zaciągając się kolejnym skrętem. Zayn pokiwał głową, przykładając do ust szklaneczkę z alkoholem i upijając sporą część - Nie wytłumaczysz jej, że chcesz dla niej dobrze. Nie widzi żadnego jebanego zagrożenia, a przecież niedawno prawie się przekręciła! - wykrzyknąłem zdenerwowany. Chciałem dać do zrozumienia Alison, że to co robi jest złe, jednak nic nie mogło do niej dotrzeć. Nawet nie przejęła się swoim wypadkiem!
        - Jest jeszcze szczeniakiem...- mruknął opierając się o fotel - Nie wie co się stanie, kiedy się rozjedzie. Ma w dupie to, że ktoś się o nią martwi. Taka prawda.
     W milczeniu pokiwałem głową zaciągając się. Narkotyk już dawno przejął nade mną kontrolę, a głowa robiła się coraz ''lżejsza''. Nie liczyło się dla mnie nic oprócz uczucia spokoju, które – chcąc, nie chcąc - osiągnąłem zupełnie inaczej, niż mogłem to zrobić jeszcze rok temu.
        - Stary... powiedz mi jedno - pochyliłem się opierając łokcie o kolana. Mętnym wzrokiem spojrzałem na ledwo siedzącego przyjaciela - Dlaczego tak bardzo mi na niej zależy? Przecież dała mi jasno do zrozumienia, że ma mnie w dupie. Czemu tak mnie do niej ciągnie? - nie musiałem się tłumaczyć. Zayn doskonale wiedział o kogo mi chodziło.
     Powoli wypuścił dym ze skręta i gasząc go na własnej skórze. Następnie podniósł się, wyciągając ze spodni biały woreczek i rzucając go na sam środek stolika. Czułem rosnące podekscytowanie, nie mogłem oderwać oczu od proszku. Ręka Mulata, wysypała jego zawartość, aby po kilku sekundach oddzielić dziesięć równych, podłużnych kresek. Bez słowa zsunąłem się z fotela, kucając obok sylwetki, pochylającego się chłopaka. Długo nie musiałem czekać - kiedy tylko się odsunął, chwyciłem zwinięty w rulon banknot, wciągając biały proszek.
     Przymknąłem z ekscytacji oczy, a kiedy ponownie je uchyliłem zobaczyłem roześmianego Zayna. Jego źrenice były nienaturalnie rozszerzone.  Podświadomie wiedziałem, że wyglądam tak samo: jak naćpany.
     Malik przybliżył się do mnie, wieszając na moim ramieniu. Nieprzygotowany na taki ciężar, obaj upadliśmy na podłogę, śmiejąc się. Oparłem głowę na piersi przyjaciela, wzdychając głęboko. Czułem się... wolny. Nareszcie wolny.
        - Kochasz ją. - mruknął do mojego ucha. Zamrugałem zdezorientowany, nie rozumiejąc o co mu chodziło. Kogo ja kochałem? - Kochasz Alison, głupku. Nadal ją kochasz.
Alison...


*******
Tabum tsss! Zayn nareszcie jest w opowiadaniu, kto zanim tęsknił? :') 
Odcinek XI dodany jest na nowo i w lepszym stanie :D 
Jak mija wam rok szkolny? Bo ja nie mam gdzie ręce włożyć - tyle roboty. 
Zapraszam na dwa pozostałe blogi: wczoraj dodane zostały nowe odcinki!
Smaczego!
+ MAM NARESZCIE LAPTOP! KONIEC Z PISANIEM NA TABLECIE!
Nawet nie macie pojęcia jak szybko się pisze na laptopie... Na tablecie miałabym dopiero połowę :P

wtorek, 25 sierpnia 2015

Chaotyczne wyjaśnienie.

Napisałam wczoraj na twitterze, że dzisiaj wyjśnie Wam powód mojej długiej nieobecności. Nie chcę Waszej litości, współczucia, tylko zrozumienia.
Jak pewnie zauważyliście, ostatnie odcinki nie były najwyższej wagi, krótkie i beznadziejne. Dlaczego? Ostatnimi czasy nie czułam się dobrze, dodatkowo jak wiecie miałam egzamin poprawkowy z matematyki. Trochę się zmieniło w moim życiu. Na gorsze.
Matematyki nie zdałam, zabrakło mi 0.5pkt. o ironio. Przez ostatnie tygodnie skupiałam się jedynie na szkole, z marnym skutkiem jak widać. Niestety po drodze wpadły mi problemy, z których do tej pory nie wyszłam.
Wiem, że mam depresję, kilka razy również się ciełam, aby poczuć się lepiej. Do tej pory prowadzenie bloga było moją ucieczką od problemów, jednak kilka tygodni temu zauważyłam, że to mi już nie pomaga. Musiałam się odetnąć od wszystkiego, uspokoić się. W tej chwili na nowo mogę stwierdzić, że blog w pewien sposób mi pomaga.
Taaaaaa jak bardzo załośnie to brzmi? Mniejsza. Chcę powiedzieć że od weekendu odcinki na nowo się pojawią. Postaram się aby moje problemy osobiste nie mieszały się już z prowadzeniem bloga.
Przepraszam.

sobota, 1 sierpnia 2015

Chapter X

******

~Niall~

     Tłum skąpo ubranych dziewczyn zwiększał się z minuty na minutę, tworząc powoli coraz większe zbiorowisko. Zerknąłem na skrzywionego Louisa, cicho śmiejąc się z jego miny, kiedy otarła się o niego nieznajoma brunetka z niemało odsłoniętym ciałem. Nigdy nie rozumiałem, jak dziewczyny mogły ubierać się tak skąpo - w głębi ducha dziękowałem Bogu, za to, że Alison ubierała się w miarę przyzwoicie. Rozejrzałem się dookoła, chcąc wyłapać w tłumie moją siostrę i ostatni raz z nią porozmawiać. Nie liczyłem się wprawdzie z tym, że blondynka mnie posłucha i wycofa się z wyścigu - chciałem się tylko upewnić, że wie na co się pisze. Nasza poranna rozmowa nie odbyła się do końca tak jak tego oczekiwałem. Zamiast spokojnej rozmowy, skończyło się na krzykach i trzaśnięciu drzwiami.
     Przeczesałem zrezygnowany włosy, opadając na maskę auta przyjaciela. Louis jako jedyny miał auto, dzięki któremu mogliśmy wtopić się w tłum. Lamborghini Aventador Cabrio idealnie wpasował się i nie zwracał na nas zbytniej uwagi. Nie chcieliśmy, aby ktokolwiek dowiedział się o naszym pobycie tutaj. Wprawdzie dzisiejsze wyścigi były nielegalne.
     Tłum przerzedził się, a przez środek powoli jechało czarne Bugatti. Westchnąłem obserwując go do momentu, kiedy ustawił się na linii startu, obok trzech innych samochodów. W jednym z nich znajdowała się Alison, i mimo mojej szczerej niechęci do wyścigów, nerwowo zacisnąłem kciuki. Chciałem, aby wygrała. Chyba.
- Niall... - odwróciłem się do chłopaka stojącego za mną. Przekrzywiłem głowę widząc jego znajomą twarz, starając przypomnieć sobie moment, kiedy go spotkałem. Po chwili rozpoznałem jednego z przyjaciół Alison, Ricka o ile się nie myliłem. Zmarszczyłem brwi, widząc jego zaskoczoną minę. - Co wy tu robicie?- zapytał znacząco patrząc na naszą dwójkę. Nie trudno było się domyślić, że żaden z nas nie chciał być w tym miejscu. Oprócz sportowego auta, niczym nie wyróżnialiśmy się z tłumu.
- Chciałem pogadać z Alison, ale... nie zdążyłem.- rzuciłem, kątem oka obserwując rozpoczęcie wyścigu. - Czy ona...
- Czarne Bugatti. - przerwał wywracając oczami - Oficjalnie ubóstwia tą markę.- zaśmiał się. Kiwnął głową w stronę wyjścia z tłumu, a po chwili stanęliśmy na - jak sądziłem - stanowisku pomocniczym Alison, gdzie bez problemu mogli ją obserwować. Skrzywiłem się widząc ją na jednym z ekranów laptopa. Skupiona na swoim zadaniu, raz po raz rzucała przekleństwami, kiedy coś nie szło po jej myśli. Rick schylił się, klikając jeden z przycisków na klawiaturze, aż na ekranie zobaczyliśmy trasę wyścigu zaznaczoną na zielono. 10 kilometrów - Ja pierdole, czemu tylko 10?
     Najwyraźniej wyznaczona trasa była krótsza niż przewidywano na początku. Czy była to zaleta czy wada... nie miałem pojęcia. Spojrzałem na ekran komputera, jednak kiedy nic z tego nie zrozumiałem, opadłem na najbliższe krzesło, niemo każąc Louisowi zrobić to samo.
     Od rozmowy z Alison nie odezwał się słowem. Milczał, od czasu do czasu krzywiąc się nieznacznie i zaciskając pięści. Zżerały go wyrzuty sumienia i widziałem po nim, że podświadomie przyznał Alison rację. Zawalił, jednak czułem w kościach, że to nie była jego wina. Nigdy nie miałem dobrych stosunków z Tomlisnonem, dlatego nie oczekiwałem, że nagle zacznie się zwierzać ze wszystkich swoich problemów. Tak naprawdę, jeżeli siłą nie wyciągnięto z niego o co chodzi - nie mówił nikomu i zadręczał się, aż problem się nie rozwiązał.
     Nigdy nie sądziłem, że uczucie tej dwójki było czymś mocnym. Bardziej liczyłem na to, że szybko im to minie, a ja nie będę musiał obserwować rozwijającego związku mojego przyjaciela ze swoją własną siostrą. Jednak po dzisiejszej, porannej kłótni zauważyłem, że mimo upływu czasu oboje nadal darzyli się tym samym uczuciem co wcześniej.
     Oparłem głowę na ręce tępo wpatrując się w pustą przestrzeń przede mną. Nie zwracałem uwagi na biegających obok mnie ludzi; chciałem tylko usłyszeć, że Alison jest już na mecie - cała i zdrowa, a ja mogłem ją  nareszcie objąć.
- Hej, Rick...- mruknąłem nagle przypominając sobie o jednej rzeczy, którą chciałem zrobić już dawno temu. Chłopak oderwał się od monitora spoglądając na mnie i uciszając ręką jednego ze swoich kolegów.. - Nigdy wam nie podziękowałem... - chrząknąłem, spuszczając wzrok - Za to, że pomogliście Alison, kiedy... mnie nie było.- dokończyłem cicho.
     Szatyn pokiwał głową, lekko się uśmiechając. Nie musiał pytać o co dokładnie mi chodziło. Gdyby nie on i jego przyjaciele, Alison nadal byłaby gnębiona w szkole. Chociaż trudno było mi to przyznać, nie zachowywałem się w tamtym czasie jak na prawdziwego, a przede wszystkim starszego brata przystało. Zawiodłem na całej linii.
- Nie ma sprawy.- machnął ręką, chwilę zastanawiając się nad czymś - Nie chciała cię martwić. Wiele razy mówiłem jej, aby zadzwoniła do ciebie i powiedziała co się dzieje, ale wykręcała się, że masz własne życie.
     Pokiwałem głową, głęboko oddychając. Czułem jakby z mojego serca spadł niewyobrażalny ciężar. To dziwne, że człowiek bierze na siebie winę za coś, czego nie zrobił.
     Nagłe poruszenie przy stanowisku, skupiło moją uwagę. Uważnie wpatrywałem się w przyjaciela Ali, który nieudolnie próbował coś wpisać na klawiaturze. Zielony ekran zamigotał, a po chwili zgasł, pozostawiając za sobą tylko czarną pustkę. Co się dzieje?
- Zack, coś jest nie tak! Nie mogę hamować, auto przyspiesza, a kierownica się zablokowała! - spanikowany krzyk Alison rozniósł się echem po mojej głowie. Gwałtownie podniosłem się na nogi, chcąc coś zrobić, jednak obawiałem się, że tylko pogorszyłbym sprawę. Wymieniony chłopak coś wołał do mikrofonu, zaś Rick tępo wpatrywał się jedyny działający jeszcze komputer. Niepewnie spojrzałem tam gdzie on, widząc tylko pustą drogę i przerwaną barierkę ochronną. Nic nie rozumiejąc spojrzałem na Zacka, czekając na jego wyjaśnienia.
- Straciliśmy kontakt z Alison - powiedział, a ja poczułem jakby ktoś właśnie zrzucił na mnie górę kamieni.
ALISON!!!


*****
Dzisiaj krótko. 
Ogłaszam wszem i wobec: jesteśmy w połowie Alison. Zostało jeszcze 10 odcinków i epilog.
Akcja z pomocą charytatywną jest nieaktualna. Skoro macie sprawiać problemy i zarzucać mi kłamstwa i oszustwa - dziękuję bardzo. To tyle.

15 = next!
   

poniedziałek, 20 lipca 2015

Chapter IX

Dedykacja dla dwóch osób, dzięki którym powstał ten odcinek :D Jesica Evans i @ruggeroprincess 


*******

     Mój oddech zamienił się w parę, kiedy zdenerwowana czekałam na poboczu drogi na Ricka. Nerwowo rozglądałam się wokół siebie, chcąc w odpowiednim momencie zareagować, gdyby ktoś mnie rozpoznał. Wolałam uniknąć jakichkolwiek błędów, za które i tak przyjdzie mi wkrótce zapłacić. Doskonale wiedziałam, że to tylko kwestia kilku tygodni, zanim policja namierzy mnie na nowo, a ja będę zmuszona do ponownej ucieczki. Bałam się tylko jednego: że uczucie, które na nowo rozbudził we mnie Louis zrujnuje cały nasz plan.
     Drgnęłam, kiedy z oddali usłyszałam zbliżający się ryk silnika. Powoli odwróciłam głowę w tamtą stronę, mrużąc oczy, chcąc jak najszybciej rozróżnić markę auta i kierowcę. Gdyby był to Rick, byłam uratowana, gorzej, gdyby nadjeżdżał jakiś policjant. W końcu dzisiaj nie ukrywałam się za maską ''Alison Evans, siostry Nialla Horana z One Direction''. Auto wyskoczyło zza zakrętu, zatrzymując się z piskiem opon obok mnie. Szybko wsiadłam na miejsce pasażera, rozpuszczając związane w warkocza włosy. Odetchnęłam głęboko z ulgą, a po chwili skupiłam się na drodze przed nami. Za kilkanaście minut miał rozpocząć się najważniejszy dotychczas wyścig, na którym musiałam być obecna.
        - Jesteś gotowa? - skinęłam głową w odpowiedzi, nie spoglądając na przyjaciela. Oboje wiedzieliśmy, że nie byłam w humorze na rywalizację, co skutecznie obniżało nasze szanse na wygraną. W dniu wyścigu nic nie miało prawa zniszczyć mi humoru, jednak wizyta mojego brata i byłego chłopaka ( czy mogę go tak nazywać? Nawet nie byliśmy parą ) skutecznie zrujnowała wszystkie moje starania. Westchnęłam cicho, opierając głowę o nagłówek i zamykając oczy. Nie pozwolę na to, aby mój brat zrujnował moje szanse na wygraną...
     Ocknęłam się, kiedy wokół samochodu zaczęli kręcić się ciekawscy ludzie, chcąc za wszelką cenę zobaczyć kto siedzi w środku. Im więcej ludzi było na drodze, tym bliżej znajdowaliśmy się miejsca wyścigu. Rick powoli wymijał ludzi, klnąc od czasu do czasu, gdy jakiś bezczelny dzieciak wyskakiwał przed maskę. Nawet gdyby chciał, nie mógł nikogo potrącić - równało się z dyskwalifikacją. W końcu chłopak wjechał do jednego z przyszykowanych garaży, a jego brama automatycznie się za nami zamknęła, skutecznie odgradzając nas od publiczności. Dopiero wtedy zdecydowałam się opuścić pojazd i pokazać wszystkim zgromadzonym w środku swoją twarz.
     Niektórzy ze zdziwienia nieruchomieli, szeroko otwierając usta, a inni - którzy dobrze mnie znali - uśmiechnęli się, wracając do swojej pracy. Wywróciłam oczami, trzaskając drzwiami, podchodząc do jednego z mężczyzn i pytając go o rywalów. Wolałam się wcześniej dowiedzieć w co się pakuję
     Ścigać się miałam z trójką najlepszych kierowców, jakich w ostatnim czasie miała Anglia. Ja, miałam być jedyną kobietą spośród startujących, przez co większość patrzyła na mnie powątpiewająco. Kobieta nie mogła przecież wygrać wyścigu, szczególnie tak ważnego. Dałabym sobie rękę uciąć, że większa część publiczności sądziła, iż wkupiłam się w łaski organizatorów. Szkoda, że będą musieli się rozczarować. Nie miałam zamiaru dzisiaj przegrać. Pierwsze miejsce było moje. Definitywnie.
     Trójka przeciwników miało auta prosto z salonu, niewyjeżdżone i niesprawdzone. Uśmiechnęłam się delikatnie na tą wieść. To dawało mi pole do popisu, niestety tylko wtedy, kiedy będę jechała sprawdzonym autem. Takim, które znałam pod każdym kątem i wiedziałam do czego mógł być zdolny. Podziękowałam cicho swojemu informatorowi, szybko odchodząc, chcąc znaleźć Ricka albo Zacka. Oboje obiecali, że będą mnie dzisiaj dopingować i podtrzymywać na duchu.
     Zerknęłam na zegarek, powieszony na ścianie, który wskazywał, że do startu zostało jeszcze pół godziny. Poczułam delikatne ssanie w żołądku z zdenerwowania. Zacisnęłam mocno dłonie, mrużąc oczy i szukając znajomej czupryny przyjaciela. Po chwili stanęłam obok Zacka, lekko szturchając go w ramię.
        - Czym będę jechać? - zapytałam, nerwowo przygryzając wargę. Założyłam dłonie na piersi, nie chcąc aby dwójka chłopaków zobaczyła jak bardzo się trzęsą. Wolałam uniknąć zbędnych pytań i rozwodzeń dlaczego jestem w takim stanie. - No więc? - uniosłam brew lekko przekrzywiając głowę.
Zack leniwie się uśmiechnął podchodząc do - jak sądziłam - auta schowanego pod plandeką. Szarpnął za materiał, a moim oczom ukazał się samochód, który znałam od podszewki. Bugatti Veyron Super Sport.
     Wesoło klasnęłam w dłonie, czując jak całe napięcie nareszcie ze mnie uchodzi. W podskokach zbliżyłam się auta, z czułością gładząc maskę samochodu. Tęskniłam za Bugatti od czasu, kiedy rozbiłam poprzednie. Uwielbiałam tę markę samochodu, miałam do niej bezgraniczne zaufanie.
        - Mówiłam, że się jej spodoba? - zaśmiał się Rick, klepiąc mnie po ramieniu - Nacieszysz się później, teraz musimy zrobić przegląd i sprawdzić, czy wszystko działa. Zostało nam dwadzieścia minut, sprężać się ludzie! - krzyknął nerwowo machając rękoma. Odetchnęłam z ulgą, siadając w kącie i relaksując się.
     Dwadzieścia minut minęło za szybko. Już po chwili ciągnięto mnie w stronę auta, a brama ponownie została podniesiona. Powoli wytoczyłam się z garażu, wśród głośnych krzyków i buczeń Zmrużyłam oczy, dociskając pedał gazu, przez co auto zaryczało wściekle. Publiczność odskoczyła przestraszona, a ja z zadowolonym uśmieszkiem podjechałam pod wyznaczoną linię, odpowiednio się ustawiając. Zerknęłam w lusterko, poprawiając włosy i zakładając okulary. Na dzisiejszy wyścig zrezygnowano z tradycyjnych środków przekazu: wbudowany GPS zastąpiono okularami, które w odpowiednim momencie miały pokazywać nam trasę przejazdu, jednocześnie nie przeszkadzając podczas jazdy. Nie do końca ufałam temu sposobowi - nieraz słyszało się o nagłych wypadkach, kiedy to okulary ograniczały widoczność. Jednak organizatorzy postanowili zaryzykować - w końcu to nie oni stracą życie.
        - Dobra, wszystko jest na swoim miejscu. Nic nie jest uszkodzone, nie masz co się martwić, Mała - z głośnika przyczepionego do okularów odezwał się głos Zack'a. - Mamy podgląd na trasę, za kilka sekund ty również. Nie jest źle, dasz sobie radę.- Skinęłam głową, rozglądając się po publiczności. Wszyscy głośno skandowali, a dziewczyny dodatkowo wesoło machały rękoma. Żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie niebezpieczeństwo wiązało się z tymi wyścigami. Dla nich liczyła się dobra zabawa i odrobina ekscytacji - Nie patrz na nich. - skarcił mnie. - A teraz mnie posłuchaj. Nie wolno nam było was informować o jednej rzeczy, dopóki nie będziecie na linii startu. W pewnym momencie - nie za bardzo wiemy, w którym - okulary uruchomią system alarmowy, który odbierze policja. Będą was ścigać, a waszym zadaniem jest uniknięcie złapania.
        - Żartujesz sobie?- krzyknęłam uderzając dłonią w kierownicę. Chwilę potem obok mnie rozległ się głos klaksonu. Automatycznie zwróciłam się w tamtą stronę widząc jak jeden z zawodników wściekle uderza dłonią w samochód. Wygląda na to, że też został przed chwilą o wszystkim poinformowany.
        - To nie koniec. - zacisnęłam dłonie, nerwowo wpatrując się przed siebie. Może być jeszcze gorzej?- W autach macie ukryte nadajniki, dzięki któremu policja was namierzy. Podczas jazdy, musicie się ich pozbyć. Pocieszające jest to, że są gdzieś na zewnątrz auta, jednak nie wiadomo gdzie. Sami musicie je znaleźć i zniszczyć.
     Siarczyście przeklęłam opadając niżej na siedzeniu. Spodziewałam się wszystkiego: nagłej zmiany trasy, wyścigu z pociągiem, ale nie spotkania z policją! Nie mogłam pozwolić, aby mnie złapali, nie teraz, nie dzisiaj.
     Na środek ulicy wyszła jedna ze skąpo ubranych dziewczyn. Czasami żałowałam, że organizatorzy nie biorą pod uwagę kobiecej części kierowców. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać walorów dziewczyn, które z wyścigu na wyścig odsłaniały coraz więcej. Chwyciłam mocniej kierownicę, delikatnie dociskając gaz, czekając, aż dziewczyna da nam sygnał do startu. Po kilku sekundach, wściekle różowy stanik opadł na ziemię, a my mogliśmy w końcu wystartować.
     Wcisnęłam sprzęgło, zmieniając biegi i wyprzedzając Dodge Challenger'a w ten sposób obejmując prowadzenie. Nie przejmowałam się tym, że wyścig dopiero się zaczął. Już na samym początku chciałam zapewnić sobie odpowiednią pozycję, nie walcząc o nią na sam koniec. Nieznacznie oddaliłam się od reszty kierowców, poprawiając zsuwające się okulary. Chwilę potem szkiełko zamigotało, a ja w końcu mogłam mieć podgląd na trasę. Dziesięć kilometrów. To było zdecydowanie za mało.
        - Tylko dziesięć?- mruknęłam, gwałtownie skręcając. Tyłem auta szarpnęło na prawą stronę przez co straciłam na moment panowanie. Wcisnęłam hamulec, minimalizując prędkość, aż w końcu mogłam bezpiecznie jechać dalej. Mimo to, kolejny raz zniosło mnie na prawo. - Zack, co się dzieje do cholery? Mówiłeś, że auto jest sprawne! Znosi mnie na jedną stronę!- warknęłam. Słyszałam jak przyjaciel coś krzyczy, a po chwili w głośniku słyszałam same szumy. Przeklęłam głośno, zrzucając okulary na kolana, szybko kręcąc głową. Nic nie mogło mnie rozproszyć. Nie teraz.
        - Alison! Coś musi być przyczepione do tyłu, coś co obciąża auto, dlatego ciągle cię znosi - usłyszałam. Zacisnęłam zęby, przejeżdżając przez skrzyżowanie, ignorując dźwięki klaksonów i w ostatniej chwili wymijając auta. Niechętnie ubrałam okulary sycząc, kiedy zauważyłam, że jeden z startujących znajduje się kilka metrów za mną.
        - Daj mi podgląd na auto. - rzuciłam zajeżdżając drogę kierowcy za mną. O nie kolego, tak łatwo nie odbierzesz mi wygranej. Mrugnęłam, kiedy szkiełko okularów zamigotało, dając mi wyraźny podgląd na samochód. Na samym tyle, na prawym boku, migotał czerwony punkcik, którym musiał być nadajnik. Ktoś kto go przyczepiał, nie wziął pod uwagę masy auta, przez co teraz samochód co chwilę znosiło. Co za idiota to zrobił?! 
     Sapnęłam, zmuszając auto do wyrównania jazdy. W obecnej chwili miałam ochotę zabić każdego, kto pojawi się w zasięgu mojego wzroku. Byłam wściekła. Cała złość, która gromadziła się we mnie od rana, spowodowana przez głupią wizytę Niall'a i Louisa, uderzyła we mnie z zawrotną siłą. Wcisnęłam pedał gazu, ignorując głośne krzyki sprzeciwu chłopaków. Przed oczami miałam twarz zdenerwowanego Niall'a z rana, a dokładnie jego pełne zawodu oczy. Warknęłam, uderzając tyłem auta o ścianę obok mnie. Musiałam pozbyć się nadajnika, zanim zaalarmuje policje.

''- Zwariowałaś?! Ryzykujesz swoje cholerne życie, Alison! Zrozum, że nie jesteś nieśmiertelna, jeden głupi błąd i leżysz w piachu!- blondyn krzyknął wymachując rękoma. Wzruszyłam ramionami, podchodząc o okna i spoglądając na parking. Bez problemu mogłam zauważyć zgarbioną sylwetkę Louisa. Szybko odwróciłam wzrok od chłopaka, ignorując uczucie żalu i wstydu. Postąpiłam słusznie, odrzucając Louisa, prawda? - Nie widzisz jak wszyscy się o ciebie troszczą Alison? Widziałaś Louisa? On cię kocha, a ty go ranisz. Nie o to tutaj chodzi, Alison. Nie możesz ranić wszystkich dookoła, patrząc tylko na siebie ''

     Zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy, powstrzymując żałosny jęk. To nie była odpowiednia chwila na wspominanie odwiedzin z poranka. Musiałam skupić się na wyścigu. Spojrzałam na szkiełka, upewniając się, że nadajnik nadal jest przyczepiony do auta. Zacisnęłam zęby skręcając, ponownie zderzając się ze ścianą. Gdzieś z tyłu słyszałam syreny policyjne, a to oznaczało tylko jedno. Nadajnik został aktywowany.
     Spojrzałam we wsteczne lusterko, aby zobaczyć błysk świateł. W następnej chwili Dodge objął prowadzenie, szybko skręcając w kolejną uliczkę. Zacisnęłam dłonie mocniej na kierownicy, wchodząc w zakręt, ponownie uderzając bokiem w ścianę. Musiałam pozbyć się tego cholernego nadajnika.

''- Jeżeli tam pójdziesz, przekreślisz wszystko na co pracowałem Alison! - zatrzymałam się w miejscu, niepewnie się odwracając. Niall stał z założonymi rękoma, gniewnie wpatrując się w moją sylwetkę. - Przekreślisz One Direction. Zniszczysz nas. Myślisz, że cię nie złapią? - zaśmiał się szyderczo - Myślisz, że rodzice pozwolą swoim dzieciom słuchać zespołu, którego jeden z członków ma w rodzinie przestępce?- zbliżył się powoli, nachylając się, aby zrównać się ze mną wzrostem - Kiedy tam pojedziesz Alison, dopilnuję, aby zamknęli cię w więzieniu. ''

     Gwałtowne szarpnięcie przywróciło mnie do rzeczywistości. Warknęłam rozglądając się i z satysfakcją stwierdzając, że nadajnik został zniszczony. Zaśmiałam się, przyśpieszając chcąc jak najszybciej ponownie objąć prowadzenie. Wcisnęłam pedał gazu, doganiając auto przede mną, jednak, kiedy chciałam skręcić kierownicą, moje dłonie zjechały po śliskiej nawierzchni. Zdezorientowana ponowiłam próbę, jednak i tym razem kierownica nie skręciła. Wcisnęłam hamulec, chcąc uniknąć zderzenia, jednak zamiast hamowania, auto przyśpieszało.
        - Zack, coś jest nie tak! Nie mogę hamować, auto przyspiesza, a kierownica się zablokowała! - krzyknęłam spanikowana. Ponownie wcisnęłam hamulec, jednak znowu nie uzyskałam efektu którego oczekiwałam. Próbowałam ruszyć kierownicą, jednak na marne. Spanikowana nie słuchałam poleceń Zack'a, starającego się opanować sytuację. Uniosłam wzrok, czując jak moje serce gwałtownie zamiera. Przed nami był zakręt. A zaraz za nim... przepaść.
     Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Dodge przede mną gwałtownie skręcił, zatrzymując się. Bezskutecznie wcisnęłam hamulec, obserwując jak zbliżam się do żółtego auta. W ostatnim momencie kierowca ruszył, a ja zauważyłam uszkodzoną barierkę ochronną. Krzyknęłam przerażona, a następne co poczułam to przerażający ból.

********

Skończyłam!
Nienawidzę Alison. Definitywnie to stwierdzam. 
Odcinek nie powstałby gdyby nie pomoc @ruggeroprincess  i Jesici Evans :) Bardzo Wam dziękuję!
Przepraszam za dzień opóźnienia, jednak wczoraj zaskoczyła nas burza i wyłączono nam prąd :'''''')
Odcinek nie jest taki zły jak myślałam, więc.... smacznego :D
P.S. Piosenkę dodam jak ją znajdę, nie mogę przypomnieć sobie tytułu. Może ktoś będzie wiedział?
W teledysku był chłopak, który sterowany był innymi ludźmi ( ubierali go, popychali ) Na samym końcu on chciał się od nich uwolnić i w końcu ich odepchnął, a oni zniknęli ( przedtem próbowali odciągnąć od instrumentów jego zespół grający ) Śpiewał to chłopak i jedyne słowa, które pamiętam to ''No Control'' w refrenie :'''') Dziękuję za pomoc!

P.S.2. Przypominam również o dwóch pozostałych blogach! Linki znajdziecie po lewej stronie na górze.
P.S.3 - dziękuję wszystkim osobom, które pomogły mi z tytułem piosenki :D Dokładnie o nią mi chodziło.

EDID 21.07.
Słuchajcie mam pewien pomysł. Skoro statystyki bloga skaczą w górę z każdym odcinkiem, pomyślałam, że można to wykorzystać. Włączyłabym funkcję płatnych reklam na blogu, Waszym zadaniem byłoby na nie tylko wchodzić. W ten sposób ''zarobione pieniądze'' moglibyśmy przeznaczyć na wybraną WSPÓLNIE akcję charytatywną. Co wy na to?
Nie mam pojęcia ile się zarabia na takich reklamach - na pewno nie są to duże pieniądze, a raczej kilka groszy. Jesteście zainteresowani taką akcją?
15 komentarzy - next!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Chapter VIII

******
~Louis~

     Nerwowo zacisnąłem zęby, kiedy Niall ponownie wjechał w ostry zakręt, nie ściągając nogi z gazu. Serce tłukło mi się niemiłosiernie mocno, przez co bałem się, że lada chwila wyskoczy mi z piersi. Prawdą jest, że to blondyn z dwójki... trójki Horanów jest najrozsądniejszy za kierwonicą, ale to co w danej chwili wyprawiał ze swoim samochodem, przebiło nawet wyczyny Alison.
     Z każdym kolejnym kilometrem mój strach się powiększał. Nie bałem się rosnącej prędkości, wymuszonej przez niecierpliwego Nialla czy nagłego wypadku, nie. Balem się stanąć twarzą w twarz z Alison, z dziewczyną, którą kocham całym sercem. Czy ucieknie, kiedy mnie zobaczy? A może zacznie krzyczeć? Ewentualnie spoliczkuje? W głębi duszy miałem nadzieję, że dziewczyna mocno mnie przytuli, jednak znając - a raczej dotkliwie pamiętając -  jej wybuchowy temperament, nie mogłem liczyć na nic więcej niż pogardliwe spojrzenie. Nawet to, było szczytem moich marzeń. Chciałem tylko aby na mnie spojrzała.
     Irlandczyk wypuścił z ust salwę przekleństw, gwałtownie szarpiac kierownicą i skręcając w kolejną uliczkę. Znałem Londyn - jednak nie potrafiłem zlokalizować, gdzie w danym momencie byliśmy. Niall nie mówił, gdzie jedziemy; wpakował mnie siłą do samochodu i ruszył z piskiem opon, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego ochroniarza, koczującego obok bramy. Nie wiedziałem czy wypity wcześniej alkohol nadal płynął w moich żyłach, czy był to skutek spalonego zioła, wiedziałem zaś, że jeżeli przyjaciel nie zwolni, jego piękna deska rozdzielcza przykryta będzie moimi wymiocinami.
  - Jezus, Tomlinson jesteś zielony. - rzucił, kiedy łaskawie na mnie spojrzał. Jęknąłem w odpowiedzi, a Horan marszczac brwi zjechał na pobocze, szeroko otwierając okna. Leniwie wyczołgałem się z samochodu, głęboko oddychając, rozglądając się dookoła. Centrum Londynu. Nie jest to idealne miejsce na puszczenie pawia. - Stary, ogarnij się. Lada chwila będziemy na miejscu.
     Sapnąłem zrezygnowany, starając się w międzyczasie odpędzić okropne zawroty głowy. W jednej chwili podjąłem decyzję, że nigdy więcej nie wezmę do ust świńst podawanych mi przez Zayna. Wolę zachodzić w głowę jak pozbyć się Alison z moich myśli, niż walczyć z nudnościami.
     Ignorując słowa Nialla, ponownie zająłem miejsce pasażera, czując się o wiele lepiej. Miałem już pewność, że spotkanie z Alison przeprowadzę na trzeźwo.
     Tak jak wcześniej mówił chłopak, po kilku minutach zatrzmalismy się przed budynkiem Oxfordu. Niepewnie stanąłem na własnych nogach, marszczac brwi. Owszem, Alison studiuje, ale dostała się aż na sam Oxford? Wygląda na to, że nie znałem do końca potencjału swojej dziewczyny...
     Szybkim krokiem, kierowalisy się w stronę jednego z wejść, starając się za wszelką cenę nie rzucać się w oczy. Nie było to łatwe, wręcz niemożliwe do wykonania. Kilka sekund po przekroczeniu bramy, usłyszeliśmy głośny pisk, a tabum biegnących fanek kierował się w naszą stronę. Na nasze szczęście, wbieglismy do jednego z budynków, od razu gubiąc się wśród gąszczy korytarzy. Blondyn, wahając się przez chwilę. Zmarszczył brwi, zastanawiajac się, poczym skręcił w lewo. Niechętnie podążyłem za nim, nie chcąc zostać sam na pastwę naszych fanów. Niecierpliwie gryzłem wargę, próbujac powstrzymać się od pytań. Za każdym razem, kiedy otwierałem usta, Niall przecząco kręcił głową.
     Zatrzymaliśmy się przed drewnianymi drzwiami, kilka pięter wyżej. Nim zdążyłem unieść dłoń aby zapukać, Horan już uderzał w drzwi zacisniętą w pięść dłonią. Po drugiej stronie rozległy się zbliżające się kroki, a w drzwiach stanęła wysoka, szczupła blondynka. Alison.
     - Niall...? L-louis? - zająkała się. Wywróciłem oczami, w
chodząc do środka i przepchnąłem się obok dziewczyny. Nasze ramiona na moment zetknęły się, przez co bicie mojego serca gwałtownie przyśpieszyło. Drgnąłem, zauważając niebieskie oczy wpatrujące się w moje. Kilka sekund - które dla mnie były wiecznością - wyraźnie zirytowały Nialla, przez co pchnął moje ramię, dzięki czemu nareszcie mógł wejść do pomieszczenia.  - Co wy tu robicie? - usłyszałem, opadając na jedno z dwóch łóżek.
     Zerknąłem na Nialla. To w końcu on mnie tutaj przywiózł, wyraźnie majac jakąś sprawę do siostry, więc powinien się jako pierwszy wytłumaczyć. Blondyn stał przy oknie, wyglądając przez nie. Nieznacznie chrząknąłem ponaglająco, kiedy nie odezwał się, przez co wzrok Alison skupił się na mojej osobie. Jej źrednice powiększyły się w niedowierzaniu, jakby dopiero teraz zorientowała się, że tutaj jestem. Ostatni raz spojrzałem na Nialla, a kiedy ten nie wykazał, żadnej inicjatywy do rozmowy, niepewnie wstałem, podchodząc do dziewczyny.
     - Alison... - kaszlnąłem - Ja...
     - Nie, Louis. - przerwała mi, odsuwając się ode mnie i kręcąc głową. - Nie mam bladego pojęcia co tutaj robisz. Niall, rozumiem, to mój brat, ale ty... - zmrużyła oczy, groźnie się we mnie wpatrujac - Nic nas nie łączy, a jeżeli coś było wcześniej...sam to zakończyłeś, a teraz masz jeszcze czelność pojawić się tutaj. Byłam głupia Tomlinson. Głupia, że dałam się omamić komuś takiemu jak ty. - syknęła. Opuściłem głowę, twardo wpatrujac się w jej błyszczące oczy. Z każdym słowem, które wypowiadała Alison, wbijała coraz głębiej nóż w moje serce. Widziałem jak bardzo cierpiała patrząc teraz na mnie. Ten widok zabijał mnie od środka. - Żałuję, że cię poznałam, Louis. Żałuje, że się w tobie zakochałam. Żałuję, że nie mogę przestać...- dodała cicho.
     Zacisnąłem dłonie, oddychając głęboko. Jadąc tutaj psychicznie przygotowywałem się na spotkanie Al; na krzyki i wyzwiska, jednak ona nie podniosła nawet głosu. 
Tak postąpiłaby Alison, którą znasz, ta przed tobą, jest kimś innym.
     - Alison, proszę pozwól mi...- zacząłem
   - Nie! Nie będzie żadnych wyjaśnień. Zostawiłeś... Zostawiłeś mnie mówiąc, że wrócisz, że nie zapomnisz. Kilka dni potem dowiaduje się, że wróciłeś do Eleanor. Do dziewczyny, która cię zdradzała! Zdradzała, do cholery jasnej! Nie zadzwoniłeś. Nie napisałeś. Nie zrobiłeś nic, aby mnie o tym fakcie poinformować. Zwyczajnie mnie olałeś! - wyrzuciła, ze złoscią ocierając mokre od łez policzki. Próbowałem do niej podejść, jednak za każdym razem odpychała moje ręce. - Nic dla ciebie nie znaczyłam, Louis. Tak samo jak ty, dla mnie nie znaczysz teraz. Wynoś się. Wynoście się oboje. - warknęła, patrząc wściekle w moje oczy.
     Gula w moim gardle nie pozwoliła mi normalnie oddychać, jednak ból w sercu był o wiele gorszy. Czułem się jakby zdzierano ze mnie żywcem skórę. Chciałem umrzeć, jednocześnie pragnąc wyjaśnić Alison całą sytuacje.
     - Louis, idź. - rzucił Niall, nie odwracając się. Mięśnie jego ramion były napięte. - Zaraz do ciebie dołączę.
     Ostatni raz spojrzałem na Alison, wychodząc z pokoju. Razem z trzaskiem zamykanych drzwi, resztki mojego serca rozpadły się na milion kawałeczków, a ja chciałem tylko jedno: umrzeć.

********
Jestem, jestem.
W ostatnich tygodniach pracowałam, cały czas na 2 zmianę, stąd brak odcinków.
A co do matmy: mimo moich starań i napisaniu prac na oceny na jakie kazała mi nauczelka, nie przepuściła mnie. Panie i Panowie tak nauczyciele dotrzymuje słowa. Albo lepiej: nie robią tego ;)
Mimo to, dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki.
P.s. Jest po 23 :)